On ma niesłychanie młodzieńczą, a nawet dziecięcą twarz. To idealny asystent, taki człowiek od kserokopiarki. Zawsze był na drugim planie. (...) Przypomnę też, że nigdy się nie odniósł do powtarzanych niegdyś opinii, że był autorem tego obrzydliwego raportu Platformy Obywatelskiej na temat publicznych mediów. Poważna partia stworzyła dokument, w którym pojawiły się insynuacje o konserwatywnych dziennikarzach - że są żołnierzami ideologicznymi PiS itp. Ten raport to chyba nie był jego pomysł, ale on zajął się szczegółami. Bo Siemoniak był zawsze człowiekiem kierowanym do konkretnych, żmudnych administracyjnych prac. On nie bryluje w telewizji, nie błyszczy na Twitterze jak Sikorski. Skoro Tusk jest przekonany, że po wyborach będzie rządził dalej, to mógł już teraz mianować wyrazistą, silną postać, która w trakcie kampanii wyborczej przekonywałaby, jak wnioski z raportu Millera wcielane są w życie. Nie mam wrażenia, aby kwestie armii były dla premiera istotne. Jeżeli w samej Platformie mówi się, że raport Millera obnaża słabości MON, to nie można wysyłać tu kogoś takiego jak Siemoniak, ale kogoś kojarzonego z problematyką wojskową. Najwyraźniej Platforma ma bardzo krótką ławkę kadrową.
Jak się nie ma, co się lubi, to się lubi, co się ma - zapewne dlatego premier Donald Tusk zdecydował się na nominację Siemoniaka. Biorąc pod uwagę, że zbliżają się wybory, nowy minister będzie raczej zarządcą niż szefem MON. Na razie armia się od tego nie zmieni.