Nie wiemy, czy to fascynacja myślistwem płynąca z dworu prezydenta Komorowskiego tak zainspirowała Ministerstwo Finansów, że postanowiło zorganizować akcję „Nie bądź jeleń, weź paragon”. W ramach tej kampanii przy najgłupszej okazji sprzedawcy zobowiązani są wręczać paragony klientom. Publicysta „Faktu” Łukasz Warzecha komentuje:
MF przekonuje na swojej stronie, że paragon jest ogromnie ważny dla kupującego np. dlatego, że pozwala zwrócić się z reklamacją lub kontrolować swoje wydatki. Hm, ciekawe, jak miałbym reklamować gofra albo 30-minutową wycieczkę po morzu. Jeśli zaś ktoś kupuje coś, co kosztuje dużo – telewizor, komputer czy telefon komórkowy – i tak będzie pamiętał o fakturze, również bez akcji ministerstwa. Ale to raczej nie w czasie wakacji. Paragon nie jest mi też potrzebny do kontroli wydatków. Jeżeli ktoś nie jest w stanie rozsądnie wydawać pieniędzy bez nieustannego przeglądania pliku rachunków, to powinien udać się na konsultację psychiatryczną.
(…) Jeżeli sprzedawca paragonu nie da, to oznacza, że być może nie odprowadzi należnych państwu podatków. Możliwe jednak, że w zamian będzie w stanie zatrudnić kolejną osobę i dać jej pracę, choćby na czarno, a przynajmniej utrzymać własny interes. Polskie państwo nadal nakłada na pracę olbrzymie obciążenia, a ze swoich obowiązków wywiązuje się w śladowym stopniu. To nie jest państwo, które zasługuje, aby je ofiarnie wspierać. Zwłaszcza jeśli skutkiem tego wsparcia miałoby być rozłożenie wielu interesów na łopatki i kolejne setki tysięcy ludzi bez pracy. Rozmawiałem z różnymi drobnymi przedsiębiorcami, także tymi pracującymi w kurortach. Ci ludzie imponują samozaparciem i energią, choć państwo rzuca im pod nogi kłody. Ja nigdy o żaden paragon prosił nie będę, nie jest mi to do niczego potrzebne. I Państwa namawiam do tego samego.