Kilka dni przed wygłoszeniem mowy w berlińskim think tanku Radosław Sikorski jadł kolację z eurodeputowanymi PO. Wspomniał o swych pomysłach reformy UE, nie ujawnił jednak, że ogłosi je w taki sposób, iż staną się oficjalną linią Platformy.
To, a także niepoinformowanie prezydenta, własnej partii i koalicjanta, wskazuje, że krajowa awantura przed szczytem UE wybuchła przypadkiem. I zmusiła siły polityczne do zabrania głosu.
Przypadkowy charakter sporu wynika też z elementu, który, choć drobny, uruchomił lawinę. Radosław Sikorski co jakiś czas rzuca stwierdzenie drażniące Jarosława Kaczyńskiego (kiedyś i Lecha), by wywołać gwałtowny atak. Reakcja PiS zmusza PO i jej stronników do obrony „zaatakowanego" Sikorskiego i głoszenia słuszności jego twierdzeń. W tym przypadku elementem drażniącym były zdania o Stanach Zjednoczonych Europy i postulaty zwiększenia roli Niemiec. Skutek był taki, że każdy polityk PO – choć wcześniej nic nie wiedział o tezach Sikorskiego – automatycznie zaczynał go bronić przed atakami PiS.
Tak więc, gdy PiS straszy utratą niepodległości, PO głosi równie katastroficzną wizję upadku Unii i negatywnych skutków dla Polski. Pisowskiej narracji o polityce wasalnej PO przeciwstawia opowieść o tym, że „liczą się z nami w Europie". Donald Tusk jest prezentowany jako trzeci – po Angeli Merkel i Nicolasie Sarkozym – lider Europy. Automatyzm działa i po drugiej stronie. Ton konferencji prasowej Jarosława Kaczyńskiego sprzed tygodnia był spokojny. Szybko jednak zabrali głos licytujący się między sobą działacze – stąd słowa o IV Rzeszy (Joachim Brudziński) lub rezerwacie dla Polaków (Adam Hofman). Radykalizm PiS wiąże się z działalnością Solidarnej Polski.