Pomysł z przedterminowymi wyborami krąży od kilku dni, a w poniedziałek powiedział o nim publicznie eurodeputowany PJN Paweł Kowal.
Podobne plotki o wrześniowych wyborach rozpowszechniał w Sejmie młody poseł PO. Brzmiały one przekonująco, tyle tylko że nikt inny tego scenariusza nie potwierdza.
Wygląda na to, iż pogłoski te rozpuszczają liderzy PO, by zdyscyplinować ewentualnych naśladowców Łukasza Gibały, a wśród doradców Tuska panuje przekonanie, że pozycja koalicji jest wciąż niezagrożona.
Wszystko pozostanie więc po staremu, bo jednocześnie definitywnie upadł pomysł PiS, by zgłaszać wotum nieufności dla Tuska i zastąpić go ponadpartyjnym rządem fachowców pod wodzą Zyty Gilowskiej. Nie zgodziła się na to sama była wicepremier.
Mimo powszechnej krytyki komentatorów inicjatywa ta nie była jednak tak głupia, jak mogło się wydawać i nie miała nic wspólnego z kruszejącą większością koalicji w Sejmie. Rzut oka na polityczną mapę parlamentu, kalkulator w ręku i elementarna znajomość polskiej polityki pokazują bowiem, że z Gibałą czy bez Platforma i ludowcy z łatwością obronią swój rząd. Ale przecież PiS wcale nie chodziło o to, by złapać króliczka, ale by gonić go.