Politycy to jedyna grupa zawodowa, która funkcjonuje, chociaż nic nie potrafi. Więcej – występuje nawet w telewizji. Piosenkarz czy aktor musi się czymś wykazać, żeby zrobiono z nim wywiad. Polityk nie musi robić nic. Wystarczy, że jest. I nie jest tak, że to państwo funkcjonuje dzięki politykom. Jest dokładnie na odwrót: to politycy żyją dzięki państwu.
I stwierdza:
Od przynajmniej dekady – jeśli nie dłużej – widać, że do polityki przychodzi najgorszy sort ludzi. Zdolniejsi, bystrzejsi, lepiej wykształceni wybierają inne zawody. (...) „Służyć państwu” chcą ignoranci, nieuki, nieudacznicy i pierdoły. Oczywiście są wyjątki od tej reguły, ale zasadniczo mamy tu do czynienia z selekcją negatywną. Dodatkowo wewnątrzpartyjny mechanizm awansu eliminuje tych zdolniejszych, a promuje tępych lizusów.
Zalewski podaje przykład Aleksandra Grada:
Polska polityka to tak naprawdę wielki program społecznej pomocy dla życiowych nieudaczników. Egzystują dzięki niemu – czasem całkiem nieźle, proszę spojrzeć na byłego ministra Grada – ludzie, którzy poza polityką skazani byliby na życiową klęskę: bezrobocie albo wegetowanie na granicy ubóstwa. Bo nie potrafią istnieć w normalnej rzeczywistości, w której liczą się zdolności, kompetencje, pracowitość, czy smykałka do interesów. Bez partii, budżetowych dotacji i państwowych posad balansowaliby nad przepaścią społecznego marginesu. Ale jakimś cudem wmówili nam, że są niezastąpieni i że stanowią elitę.