Janusz Piechociński, oficjalny kontrkandydat Waldemara Pawlaka do stanowiska prezesa PSL, tryska optymizmem. Twierdzi, że jego kampania wyborcza rozwija się znakomicie i zakończy się sukcesem. Podczas sobotniego zjazdu mazowieckiego PSL jego wystąpienie zostało przyjęte przez delegatów gromkimi oklaskami. Ale gdy przyszło do wyborów szefa organizacji wojewódzkiej, funkcję utrzymał Adam Struzik, żelazny stronnik Pawlaka. Jego kontrkandydat nie miał nawet szans na nawiązanie równorzędnej walki z marszałkiem województwa. Dostał zaledwie 78 głosów, a Struzik 250.
Również w innych województwach ludzie Pawlaka trzymają się mocno. Jolanta Fedak, doradca w Ministerstwie Gospodarki kierowanym przez Pawlaka, została szefową lubuskiego PSL, Jan Bury, szef Klubu PSL, utrzymał przywództwo na Podkarpaciu, a europoseł Andrzej Grzyb w Wielkopolsce. Człowiekiem Pawlaka jest też Stanisław Dąbrowa, szef PSL na Śląsku. Czy to oznacza, że obecny prezes bez trudu wywalczy reelekcję? Jeszcze wiosną nikt nie miał wątpliwości, że tak. Jednak od tego czasu nastroje w partii się zmieniły. Wielu działaczy terenowych ocenia krytycznie przywództwo Pawlaka.
Nie podoba im się, że posłowie Stronnictwa poparli podwyższenie wieku emerytalnego do 67 lat, a to, co wynegocjowali w zamian - ochrona najuboższych czy ułatwienia dla matek - w ogóle nie jest wdrażane. Część ludowców ma ponadto poczucie, że ich lider, wicepremier i minister gospodarki zajęty obowiązkami rządowymi nie ma czasu dla partii. Zapewne z tych słów Piechocińskiego, że Stronnictwo potrzebuje trzech odrębnych drużyn - rządowej z Pawlakiem na czele, parlamentarnej i partyjnej z nim, Piechocińskim w roli głównej - są dobrze odbierane. Do części działaczy przemawia też fakt, że przez najbliższe dwa lata nie będzie żadnych wyborów. A więc jest to idealny czas na ewentualną zmianę na szczycie i zreformowanie partii, tak by działacze terenowi nie musieli drżeć o wynik najbliższych wyborów samorządowych.