Co najmniej od ostatnich wyborów parlamentarnych głowa państwa wyraźnie stara się wykorzystywać wszystkie potknięcia rządu i PO.
Jednolity patent europejski porównywany bywa do sprawy ACTA. Rząd w imię dobrego międzynarodowego wizerunku przystaje na propozycje, by następnie zderzyć się z oporem wewnętrznym.
Zdając sobie sprawę z wagi problemu, Bronisław Komorowski znów staje w roli mediatora. Tak postąpił w sprawie ACTA, gdy wezwał do siebie ministrów Tuska, by wypytać, jak doszło do przyjęcia bulwersującego porozumienia. Identycznie postąpił w sprawie nauczania historii. Gdy pomysł MEN, by nauka dziejów ojczystych nie była obowiązkowa dla licealistów, spotkał się z solidarną krytyką środowisk profesorskich, zwołał szczyt i zmusił rząd do ustępstw.
Wcześniej, gdy opinię publiczną zaskoczyło berlińskie wystąpienie Radosława Sikorskiego o przyszłości Unii, Komorowski nie tylko zdystansował się od tez szefa MSZ, ale zorganizował cykl debat na najważniejsze tematy dotyczące integracji europejskiej.
Gdy zaś w Sejmie wybuchł spór między PO a PiS o uczczenie powstania styczniowego, prezydent objął patronatem uroczystości 150. rocznicy jednego z najważniejszych wydarzeń w historii Polski.
Niedawno też, widząc, że rząd w sprawie śledztwa smoleńskiego zabrnął w ślepą uliczkę, prezydent poświęcił posiedzenie Rady Bezpieczeństwa Narodowego – formalnie jednego z najważniejszych organów doradczych w państwie – niepokojącym doniesieniom dotyczącym wyjaśniania katastrofy tupolewa.
Taktyka Bronisława Komorowskiego może mu się na krótką metę opłacić. Rząd traci na popularności, sondaże Platformy skaczą to w dół, to w górę, a Donald Tusk coraz częściej popełnia błędy lub robi coś, co wywołuje wściekłość u wyborców.
Polakom podoba się styl tej prezydentury, co odzwierciedlają świetne wyniki zaufania społecznego. Sęk w tym, że Komorowski może w pewnym momencie stanąć przed pytaniem o własną wiarygodność. Wiadomo bowiem, że nie przeszedł do wrogiego obozu wobec Tuska i Platformy i nie zacznie premiera w otwarty sposób atakować. Pojawi się więc dylemat: wycofać się z wykorzystywania potknięć Tuska, czy iść na całość. Jeśli prezydent się wycofa, podważy sens wcześniejszych działań. Jeśli pójdzie na całość, musiałby na przykład szybko zorganizować spotkanie w sprawie strajku na kolei albo zmusić rząd do wycofania się z kampanii fotoradarowej.