Udział w usuwaniu skutków trąby powietrznej na Lubelszczyźnie, a potem w zabezpieczaniu wałów przeciwpowodziowych był pierwszym poważnym testem Wojsk Obrony Terytorialnej. Żołnierze tej „obsobaczonej" przez niektórych polityków formacji wzięli na siebie ciężar niesienia pomocy poszkodowanym razem ze strażami, pogranicznikami czy policjantami.
Dotychczas żołnierze ci uczestniczyli w działaniach o mniejszej skali i randze – zajmowali się np. poszukiwaniem dzików, które mogły być chore na klasyczny pomór świń, a także w akcjach poszukiwawczych osób zaginionych.
Dotychczas żołnierze ci uczestniczyli w działaniach o mniejszej skali i randze – zajmowali się np. poszukiwaniem dzików, które mogły być chore na klasyczny pomór świń, a także w akcjach poszukiwawczych osób zaginionych.
Tym razem, widząc skalę zniszczeń i zagrożeń, które niosły długotrwałe opady na południu kraju, dowództwo Wojsk Obrony Terytorialnej zdecydowało się na wezwanie żołnierzy do jednostek w trybie alarmowym. Na początku uruchomione zostały tzw. zespoły oceny wsparcia, które pozwoliły niemal błyskawiczne ocenić skalę potrzebnego zaangażowania. Następnie żołnierze otrzymali esemesem komunikat o powołaniu, jednocześnie taka informacja została przekazana do wszystkich na wewnętrznym portalu.
Zwolnieni ze stawienia się zostali maturzyści, strażacy, a także osoby dotknięte klęską żywiołową. Z informacji, którą podał ppłk Marek Pietrzak z dowództwa WOT, wynika, że na taki sygnał odpowiedziało 95 proc. żołnierzy. W sumie w działaniach na wałach uczestniczyło każdego dnia ok. 500 żołnierzy tej formacji, a kolejnych 1000 było gotowych do działań. ?To oni układali worki z piaskiem, uszczelniali miejsca przerwane przez wodę, cięli powalone drzewa. Mieli do dyspozycji ciężarówki, agregaty prądotwórcze, zestawy oświetleniowe, piły oraz quady.