I wiadomo było, jak zareaguje premier, odpowiadając, że nie będzie mu lider związkowy ustawiał Rady Ministrów. Donald Tusk nie odwoła Władysława Kosiniaka-Kamysza, bo po pierwsze to dobry minister, a po drugie pokazałby słabość wobec Piotra Dudy. Można więc się domyślać, że związkowcy specjalnie stawiają niemożliwe do spełnienia warunki, bo wcale nie chcą do rozmów z nami wracać.
Pan jest coś strasznie cięty na związki zawodowe.
To nie tak. Chcę zdrowych relacji, takich, które pokazywałyby, że w pełnym tego słowa znaczeniu można mówić o partnerach społecznych. Jak czytam w obecnej ustawie o związkach zawodowych o obowiązkach pracodawcy względem związkowców, to przeraża mnie, że to jest kopiuj-wklej ustawa o związkach z 1982 r. Naprawdę tu niewiele zostało zmienione! A przecież mamy dziś zupełnie inny system i warunki ekonomiczne. Jak mam się na to zgadzać? Poza tym jesteśmy jedynym krajem w Europie, gdzie legalności związkowej decyzji o podjęciu strajku nie da się w żaden sposób zaskarżyć.
Jak to nie można? Można, tylko że po strajku.
I co komu da taka skarga już po wszystkim... Przypomnę sprawę Kopalni Węgla Kamiennego Budryk, która miała zakończyć rok z dość dużym zyskiem. W wyniku strajku zakończyła rok na minusie. Prokuratura powiadomiona o nielegalnych działaniach oddaliła sprawę przeciw prowodyrom tego strajku ze względu na niską szkodliwość czynu, a postrajkowe procesy sądowe ciągną się do dzisiaj.
Nie wiem, czy to rzeczywiście skutek złego prawa. Tam były po prostu jakieś układy personalne między prokuraturą a związkiem zawodowym.
Nie, to złe prawo. W ogóle fakt, że prokuratura w ramach jakichś przepisów mogła podjąć tak niedorzeczną decyzję, pokazuje, w jakim systemie żyjemy. Związkom wolno wszystko. Dziesiątki milionów złotych straty pracodawcy to niska szkodliwość czynu, a przedsiębiorcę w sprawie o kilkadziesiąt tysięcy złotych trzyma się w tzw. areszcie tymczasowym wiele miesięcy. A potem jak się go uniewinnia, to nawet nie pada żadne przepraszam. Chodzi o to, aby nielegalnym strajkom zapobiegać, a co najmniej by istniały przepisy umożliwiające ich przerwanie. Powtarzam, jesteśmy jedynymi w Europie, którzy nie mają takich procedur.
Co się panu jeszcze w związkach nie podoba?
Ich niereprezentatywność. Jak taki np. szef Poczty Polskiej ma rozmawiać ze związkowcami, jak on ma chyba 72 związki zawodowe u siebie... A ma przecież prowadzić firmę, a nie wyłącznie dyskutować ze związkowcami. Z uwagi na to, że związki mają tzw. autonomiczność, to Sąd Najwyższy stwierdził, iż nie możemy sprawdzać, czy dany związek jest reprezentatywny, czy też nie. Liczba związkowców jest słodką tajemnicą związków zawodowych. I jeszcze jedno. Związki mówią, że mają ok. 2,5 mln członków. W tym samym czasie w Polsce jest zarejestrowanych ok. 3 mln podmiotów gospodarczych. Z tego ok. 300 tys. to firmy większe i średnie. Reszta to ludzie prowadzący działalność gospodarczą na własny rachunek, codziennie walczący o swój byt. To oni płacą podatki i tworzą dochód narodowy, a nie działacze związkowi. Warto o tych liczbach pamiętać.
Sugerował pan premierowi nowelizację ustawy o związkach zawodowych?
Tak, ale nie tylko to trzeba zmienić. Naprawy wymaga ustawa o rozwiązywaniu sporów zbiorowych, np. w kwestii ich przedawnienia. Należałoby pochylić się nad poważnym problemem tzw. płatnych doraźnych oddelegowań związkowców czy przywilejów dla społecznych inspektorów pracy, których liczba rośnie jak grzyby po deszczu. A podaję tylko niektóre przykłady.
Krytykujecie tylko związki zawodowe czy może też zdarza wam się krytykować rząd?
Oczywiście, że krytykujemy rząd. Nam się wcale nie podoba obecna polityka gospodarcza. Najgłośniej kontestujemy prowadzenie czysto fiskalnej polityki przez wicepremiera Rostowskiego. Chcemy zdecydowanej zmiany systemu stanowienia prawa. Jest on dziurawy, niekonsekwentny i nieracjonalny. Chcemy gruntownie zmienić albo wręcz napisać od nowa ustawę o zamówieniach publicznych, bo obecna generuje olbrzymią szarą strefę, dezorganizuje gospodarkę i rynek pracy. Zdecydowanych regulacji wymaga także cała ordynacja podatkowa. Moglibyśmy mówić o tym godzinami.
To czemu słychać tylko o naciskach związków na rząd, a o presji wywieranej przez przedsiębiorców cisza?
My z premierem i jego ministrami rozmawiamy, a nie płaczemy w mediach, jak to nic nie da się zrobić i jak nas źle rząd traktuje. Ale rozmowa, dialog oznacza mówienie i słuchanie. Na przemian. Jest spowolnienie gospodarcze, więc proponujemy, jak wykorzystać rezerwy tkwiące w gospodarce, podpowiadamy rozwiązania, które bezinwestycyjnie, bezkosztowo dadzą nam szanse rozwoju i przy okazji powiększą wpływy z podatków. W sytuacji kryzysowej trzeba iść do przodu, tworzyć lepsze warunki do rozwoju, a nie, jak chce wicepremier Rostowski, blokować przedsiębiorców, podwyższać im obciążenia fiskalne. Nasi politycy idą w tym kierunku, bo podobne podejście jest u biurokratów w Brukseli. Myślę, że to o tym powinniśmy rozmawiać, a nie o ciepłych posadkach liderów związkowych.