Sołtysowice, czyli Toy Toy na Burgweide

W XXI wieku we Wrocławiu, w barakach niemieckiego obozu wciąż mieszkają Polacy.

Publikacja: 27.03.2014 13:46

Anna Kozicka–Kołaczkowska

Anna Kozicka–Kołaczkowska

Foto: archiwum prywatne

Bywa, że wysiądziesz z auta w miejscu, które wybrał za ciebie los w zmowie z przypadkiem i spadasz w czarną dziurę, niczym samolot w Trójkącie Bermudzkim. Gdyby nie korek na peryferyjnej ulicy zwanej na wyrost aleją – na skrócie do centrum handlu „Korona" - Sołtysowice byłyby dla mnie wciąż tylko księżycowym, poradzieckim rejonem Psiego Pola.

Wrocławianie w PRL-u pletli anegdoty o swoim śródmiejskim trójkącie bermudzkim. W strupieszałych kamienicach z dziurami po kulach, jak przystało na byłą Twierdzę Breslau, kotłowało się wokół trzech ulic tego miasta życie półświatka, lwowskich złodziei oraz meliniarzy i bandyterki już socjalistycznego chowu.

Jednak Wrocław, jak każde większe miasto Dolnego Śląska, miał prawdziwe Bermudy. Na wjeździe do niego mijało się kilometry ruskich koszar, zasieków, stref tajnych i tajemniczych. Rozmiar tego wyparcia odsłonił się, gdy zamilczane rejony za drutami i strażnicami nagle opustoszały.

Parę lat temu, przypadkiem, wyszłam więc z auta na uliczkę Poprzeczną, która miała być dla mnie tylko przelotem, i znalazłam się na skraju tragicznego, strasznego kwadratu bermudzkiego. Byłam we Wrocławiu wczoraj i znowu wstąpiłam na Sołtysowice, choć przedostając się na nie od głównej arterii trzeba pokonać jeden lub drugi uporczywie zamykany przejazd. Ulice już tam są inne, domy kolorowe. Zniknęły kolczaste druty i blaszane lampy na zakręconych, betonowych słupach. Półmetrowych wyrw pod torami kolejowych przejazdów też nie ma.

Aleja Poprzeczna stanowi tyły dużego, kilkudziesięciohektarowego, zapuszczonego obszaru cukrowni.„Wrocław". Jej komin i imponujący budynek z czerwonej cegły trwały na froncie tego prostokąta do niedawna naprzeciw „Korony". Ten piękny zabytek przemysłu XIX wieku pracował także od 1945 roku. Produkowano w nim polski cukier. Teraz nie pozostał z niego kamień na kamieniu. Na jego pełnych chaszczy tyłach, przeciętych dwukrotnie torami i rampami infrastruktury stacji Sołtysowice oraz nieczynnej już bocznicy, pozostały mniejsze budynki z czerwonej cegły. „Sprywatyzowana", dochodowa firma „Wrocław" cukier produkuje, ale rządzi w niej znowu kapitał niemiecki.

Właśnie na najdalszym zapleczu jej zniszczonego zabytku, przy Alei Poprzecznej 48, za drucianą siatką osłoniętą świerkami stoi spory, drewniany krzyż pomalowany olejną, orzechową farbą. Na tablicy przytwierdzonej do krzyża wyryto napis: „Represjonowanym Polakom 1940 – 1945 w 50- tą rocznicę, 1995". To dzieło amatora, który musiał wyczekać wiele lat. Teren przylegał do niedostępnych koszar sowieckich wojsk. Rosjanie wyjechali w 1993. Anonimowy fundator krzyża mądrze kazał wyryć, lub może sam wyrył ten napis. Farba jest nietrwała.

Właśnie znowu tam byłam. Krzyż na Poprzecznej 48 zarastają jeszcze bardziej chwasty i śmieci. Strażnik pamięci tego miejsca pewnie już stracił siły. Krzyż pilnuje go nadal. Trudno uwierzyć oczom, ale na tym placu, w miejscu zbrodni, kaźni i bestialskiego wyzysku Polaków, w oryginalnych, obozowych barakach mieszkają jeszcze ludzie.

Jakby w barakach Auschwitz, Birkenau, Dachau, Buchenwaldu, Łambinowic czyli Lamsdorfu. Cukrownia Sołtysowice w latach 1939 - 1945 była obozem koncentracyjnym Burgweide nazywanym dla niepoznaki obozem przymusowej pracy. Był tu front sensownych robót, może więc tutejsze krematorium, na początku, nie biło rekordów. Obóz nazywano przejściowym. Tu selekcjonowano schwytanych, by biomasę skrzętnie zagospodarować. Silnych Polaków zatrzymywano. Było tam, podobno, ale kto to wie, 1000 warszawiaków. We Wrocławiu nikt prawie nie ma pojęcia o istnieniu tego obozu. Internet niemal też. Widocznie, niezbyt wielu pracowników uszło stąd z życiem.

W PRL betony i druty sowieckich koszarów czyniły z cukrowni strefę buforową. Sołtysowice doczołgały się do XXI wieku ze skansenem obozowych baraków dzięki Armii Czerwonej. I jak tu nie filozofować.

„Nie wrócę szybko i nie przejmuj się tym"- trafiłam w sieci na kartę więźnia Burgweide z 1943 roku. Pracowali w Burgweide głównie Polacy, więc do dziś i miasto Wrocław się tym faktem nie przejmuje. W pobliżu dostał siedzibę IPN. Państwo Bartoszewscy tuż obok mają swój oddział Ossolineum i też chyba się nie przejęli.

Toteż w XXI wieku we Wrocławiu, przy Poprzecznej, w barakach niemieckiego obozu mieszkają Polacy. Kresu horroru i upodlenia my w Polsce nie znamy. Pod barakami stoją auta, rowery, wózki. Jak to na osiedlu domków. Jeden pomalował ściankę, drugi ocieplił, trzeci uprawia ogródeczek. Ówdzie pyszni się napis: „Hotel". Prestiżowe, obozowe budynki z czerwonej cegły też żyją.

W necie znalazłam wspomnienie:

„O świcie dnia 9 października pociąg zatrzymał się w pewnej odległości od obozu przejściowego w Burgweide pod Wrocławiem (obecnie są to Sołtysowice i Polanowice, należące do dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu). Urzędowa nazwa obozu brzmiała: "Durchgangslager des Gauarbeitsamts Niederschlesien Burgweide". Idąc do powyższego obozu mijaliśmy obóz jeńców wojennych - brytyjskich lub amerykańskich. Jeńcy ci przerzucili nam przez druty znaczną ilość żywności i papierosów, pochodzących z paczek, jakie otrzymywali. Obóz w Burgweide (...) miał charakter typowy: otoczony siatką i drutem kolczastym, składał się ze standardowych drewnianych baraków. Podzielony był na dwie części - po jednodniowym pobycie w pierwszej z nich zostaliśmy skierowani do łaźni, a jednocześnie naszą odzież poddano dezynfekcji, po czym znaleźliśmy się w drugiej części obozu. W tym też okresie poddano nas bardzo pobieżnemu badaniu lekarskiemu. Wyżywienie w obozie było zdecydowanie niewystarczające (...) Najwolniejsi nie otrzymywali nic. Głód doskwierał - jedliśmy nawet stary, całkowicie zeschnięty i spleśniały chleb. W obozie przebywały tysiące ludzi - znacznie więcej osób, niż mogło położyć się na noc w barakach. Pierwszą noc spędziłem wśród deszczu na ławce poza barakiem, następne zaś stosunkowo "korzystnie", bo wewnątrz baraku na stole o wymiarach około 1,5m x 1 m, w trzy osoby, z których w tej sytuacji tylko jedna mogła w danym momencie przyjąć pozycję półleżącą, a dwie pozostałe zmuszone były siedzieć. Większość więźniów spędzała noce śpiąc bezpośrednio na podłodze, lecz i tam panował ogromny tłok. W czasie pobytu w Burgeweide wciągnięto nas do obozowej ewidencji policyjnej - mnie pod numerem "A.4762" (...).  Stopniowo przeprowadzano selekcję więźniów, formując grupy kierowane do transportów kolejowych, których przeznaczenia wówczas nie znaliśmy."

(Jerzy Uldanowicz, Wypędzeni z Warszawy – Losy dzieci, Banwar 1944 )

Na terenie niemieckiego obozu pracy Burgweide, czyli na Sołtysowicach we Wrocławiu dziś znać coraz bardziej gospodarską rękę. Baraków jest już dobrą połowę mniej, niż za moją pierwszą wizją. Na ich miejscu za to błyskawicznie osiadła gigantyczna jak równie wielki symbol fabryka toalet Toy Toy, która dotąd zajmowała przyczółek po przeciwnej stronie Poprzecznej. Możliwe, że prężne, niemieckie firmy kręcą się także w pobliżu obozów Auszwitz, Birkenau, Dachau, Buchenwaldu, Płaszowa, Gross Rosen, Łambinowic czyli Lamsdorfu.

Bywa, że wysiądziesz z auta w miejscu, które wybrał za ciebie los w zmowie z przypadkiem i spadasz w czarną dziurę, niczym samolot w Trójkącie Bermudzkim. Gdyby nie korek na peryferyjnej ulicy zwanej na wyrost aleją – na skrócie do centrum handlu „Korona" - Sołtysowice byłyby dla mnie wciąż tylko księżycowym, poradzieckim rejonem Psiego Pola.

Wrocławianie w PRL-u pletli anegdoty o swoim śródmiejskim trójkącie bermudzkim. W strupieszałych kamienicach z dziurami po kulach, jak przystało na byłą Twierdzę Breslau, kotłowało się wokół trzech ulic tego miasta życie półświatka, lwowskich złodziei oraz meliniarzy i bandyterki już socjalistycznego chowu.

Pozostało 91% artykułu
Publicystyka
Rosja zamyka polski konsulat. Dlaczego akurat w Petersburgu?
Publicystyka
Marek Kozubal: Dlaczego Polacy nie chcą wracać do Polski
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: PiS robi Nawrockiemu kampanię na tragedii, żeby uderzyć w Trzaskowskiego
Publicystyka
Estera Flieger: „Francji już nie ma”, ale odbudowała katedrę Notre-Dame
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Publicystyka
Trzaskowski zaczyna z impetem. I chce uniknąć błędów z przeszłości