W 1967 roku psycholog Stanley Milgram przeprowadził eksperyment nazwany „Świat jest mały". Jego efektem było stwierdzenie, że kompletnie dla siebie nieznajome osoby są w stanie dotrzeć do siebie poprzez średnio sześć kontaktów z innymi ludźmi. Od tamtej pory mówiono o sześciu stopniach oddalenia, świat wzajemnych relacji miał się kurczyć z dekady na dekadę.
Nowy ład w nowym świecie
Wraz z nowymi mediami, internetem, społecznościami i Bóg wie, czym jeszcze, stopnie oddalenia malały, a odległości między ludźmi zmniejszały się. Świat miał się stać bliski, jak nigdy wcześniej, a możliwości kontaktu z ludźmi nieograniczone. Wszystko prawda, tylko że w praktyce prowadzi to do świata iluzji. Do rzeczywistości opartej na błędnych założeniach.
Ludzie z internetu nie są tym samym, co relacje ze znajomymi na żywo. Wklejanie kolejnych zdjęć i kompulsywne sprawdzanie nowych lajków, które nie jest nawet wstępem do uzależnienia, ale uzależnieniem samym w sobie. To pogoń za czymś, czego nie ma, co jest złudne, a do tego oparte na aktualnie stosowanym przez twórcę serwisu algorytmie. Jeżeli Facebook czy Twitter ma awarię, tym samym na długie minuty giną światy pieczołowicie tworzone przez pojedynczych użytkowników. Można patrzeć na to z przymrużeniem oka, a cała sytuacja wymaga jak najwięcej dystansu, jednak tworzenie profili i podrasowywanie swoich społecznościowych awatarów coraz bardziej jest zabawą w Boga.
Obsługa popularnych serwisów musi być intuicyjna, inaczej nie byłoby mowy o ich popularności na całym świecie. Profil można stworzyć w ciągu chwili, uwierzytelnienie danych także nie zajmuje długo. Między kartki starych encyklopedii (tych w wersji analogowej, między tomy wydawane w twardych oprawach, niezmienianych jak obudowy tabletów) można włożyć nadzieję na to, że publikowanie pod własnymi danymi powstrzyma falę internetowego hejtu. Liczono na to, jeszcze kilka lat temu można było niemalże obstawiać prawdziwe pieniądze niczym na wyścigach konnych, że przykładowy Jan Kowalski powstrzyma się od wylewania pomyj na sieciowym forum, gdy będzie musiał to zrobić jako on sam.
Jednej rzeczy można być pewnym
Tak się nie dzieje. Od rana do późnych godzin wieczornych, z minimalnym spadkiem aktywności na samą najciemniejszą noc, na blogach, serwisach opinii w rodzaju natemat.pl i oczywiście na wszystkich Facebookach i Twitterach jedyne, co kwitnie zawsze i najmocniej, to nienawiść. Komentujący nawet nie zadają sobie trudu, by chcieć zrozumieć intencje osoby krytykowanej. Liczy się pozostawienie po sobie cyfrowego śladu nienawiści. To nowoczesny powrót do zezwierzęcenia. Obsikuje się teren przy pomocy hejtu.