Tyle teoria. W praktyce posłowie niechętnie patrzą na oddolne poczynania ludu. W dobiegającej końca kadencji w sejmowych niszczarkach wylądowało już kilka milionów podpisów. Wkrótce trafią do niej kolejne. W koszach wylądują też poselskie projekty ustaw. Jest w tym jakaś logika: nowy Sejm to nowe otwarcie.

Problem w tym, że większość propozycji obywatelskich znajduje się w niszczarkach, bo nie doczekały się żadnego zainteresowania ze strony parlamentu. Posłowie nie mieli czasu, a w niektórych przypadkach nawet odwagi, by się nimi zająć. Pomysły narodu włożono na dno słynnych zamrażarek i machnięto na nie ręką.

Od ćwierć wieku mami się Polaków takimi pojęciami, jak demokracja, pluralizm, wolność. Politycy wszystkich opcji mówią: „Bierzcie sprawy w swoje ręce i budujcie społeczeństwo obywatelskie". Ale jak naród faktycznie je bierze, to odpędza się go jak natrętną muchę – sobie pozostawiając patent na mądrość. W najlepszym wypadku – w obliczu zagrożenia – pospiesznie ogłasza się referendum.

Nie ma się co dziwić, że Polacy tracą zaufanie oraz szacunek do klasy politycznej i zapowiadają bunt. Każdy balon kiedyś pęka...