„Afera maseczkowa”. Dlaczego po prawie 3 latach nikomu nie postawiono zarzutów?

„Afera maseczkowa” w Ministerstwie Zdrowia wciąż czeka na rozliczenie – śledztwo rozrosło się do kilkunastu wątków.

Publikacja: 20.03.2023 03:00

Ministerstwo Zdrowia (na zdjęciu minister Adam Niedzielski) czuje się oszukane w sprawie zamówienia

Ministerstwo Zdrowia (na zdjęciu minister Adam Niedzielski) czuje się oszukane w sprawie zamówienia maseczek w czasie pandemii

Foto: Zbyszek Kaczmarek/REPORTER

W maju miną trzy lata od wszczęcia śledztwa w sprawie oszustwa, jakiego mieli się dopuścić kontrahenci ministerstwa zdrowia, sprzedając mu maski z Chin – chodzi o głośną „aferę maseczkową”. Tymczasem śledztwo, jak informuje nas Prokuratura Okręgowa w Warszawie, nadal jest prowadzone w sprawie, dotąd nikomu nie przedstawiono zarzutów.

– Postępowanie jest wielowątkowe, cały czas gromadzony jest materiał dowodowy, przesłuchiwani są świadkowie, zasięgane są opinie biegłych, w tym z zakresu informatyki. Wciąż trwają intensywne czynności – tłumaczy prok. Aleksandra Skrzyniarz, rzeczniczka prokuratury. Sprawa okazała się nieprosta.

Czytaj więcej

WHO: Wkrótce COVID-19 będzie dla nas jak grypa

Zawiadomienie do prokuratury złożył Janusz Cieszyński, ówczesny wiceminister zdrowia po tym, jak trzech kontrahentów odmówiło zwrotu pieniędzy za maski, które okazały się bezwartościowe dla służby zdrowia – nie spełniały wymogów WHO ochrony dla medyków przed koronawirusem. Wykazały to badania w polskim instytucie, które zlecił Cieszyński. Afera wybuchła po publikacji „Gazety Wyborczej”, która ujawniła kulisy sprawy – to, że jednym z kontrahentów była nowo założona firma żony Łukasza G., instruktora narciarskiego z Zakopanego, który znał prywatnie brata Łukasza Szumowskiego – ówczesnego ministra zdrowia. Dzięki tej znajomości G. udało się zaproponować partię masek.

Ministerstwo zdrowia zapłaciło za 120 tys. masek 5,5 mln zł (po 45 zł za sztukę) trzem firmom bez doświadczenia w hurtowym obrocie materiałami farmaceutycznymi – to pośrednicy nieruchomości, firma doradcza aptekarza z Małopolski oraz firma żony Łukasza G.

Maski z Chin okazały się bezwartościowe – nie spełniały bowiem norm FFP1, 2 i 3, więc nie nadawały się do szpitali.

Resort poczuł się oszukany, ponieważ w złożonej ofercie kontrahenci przedstawili fałszywy – co wyszło po finalizacji umowy – certyfikat ICR Polska, wystawiony dla chińskiego producenta masek (firma Dongguan Mars). G. twierdził, że przez omyłkę, a już po sprzedaży, firmy przedstawiły nowe certyfikaty z Chin. Resort ich nie przyjął, bo miał już negatywne wyniki jakości.

Prokuratura bada, kto tworzył „fałszywki”, które chińscy producenci masek przedstawiali kupującym – nie tylko resortowi zdrowia, ale również Fundacji Jerzego Owsiaka oraz KGHM Polska Miedź (identyczne wyłudzenia na fałszywe certyfikaty sprzętu dotknęły między innymi hiszpański rząd). Dlatego cały sprzęt kupowany dla polskich lekarzy został przebadany w Centralnym Instytucie Ochrony Pracy. Maski z Chin okazały się bezwartościowe – nie spełniały bowiem norm FFP1, 2 i 3, więc nie nadawały się do szpitali. Sprawy WOŚP i KGHM włączono do śledztwa, a początkowe postępowanie o oszustwo – jak ustaliła „Rzeczpospolita” – rozrosło się do kilkunastu wątków. Niezwykle zawiła okazała się kwestia certyfikatów.

– Podmioty, które wystawiały maseczkom polskie certyfikaty, mogły w ogóle nie mieć do tego uprawnień, a kompetencja w zakresie akredytacji mogła im zostać przyznana nieprawidłowo – słyszymy od osoby znającej sprawę z wymiaru sprawiedliwości.

Czytaj więcej

Milioner zaproponował kobiecie 100 tys. dol. za zdjęcie maseczki w samolocie

Z naszych informacji wynika, że to właśnie sprawa certyfikatów najbardziej komplikuje śledztwo.

O co chodzi? Część maseczek mających zagraniczne certyfikaty otrzymała polskie poświadczenie (certyfikat) z rodzimych centrów akredytacyjnych. A to z kolei niekoniecznie było zgodne z polskimi procedurami.

Na moje polecenie – jako ministra – prokuratura zabezpieczyła rachunki bankowe tych firm, dzięki czemu Skarb Państwa nie stracił środków.

Janusz Cieszyński

– W grę może wchodzić fałsz intelektualny dokumentu polegający na tym, że podmiot, który wystawił polski certyfikat, mógł być do tego nieuprawniony. Jest także inna wątpliwość: czy podmiot akredytowany przez instytucję państwową powinien taką akredytację otrzymać – tłumaczy nam osoba znająca kulisy śledztwa. Jego wątki pączkują. Ściągana jest dokumentacja z kolejnych instytucji, wzywani i przesłuchiwani są jej wystawcy, bo na jaw wychodzą coraz to nowe okoliczności.

Szeroko badana jest również polska akredytacja w kontekście ewentualnych przestępstw urzędniczych. Odpowiedzialność może dotyczyć osób, które akredytowały instytucje, które z kolei wystawiły certyfikaty – wynika z naszych informacji.

Janusz Cieszyński, obecnie minister w KPRM odpowiedzialny za cyfryzację, w rozmowie z „Rzeczpospolitą” zaznacza: – To ja zażądałem zwrotu środków od kontrahentów po tym, jak zleciłem ich zbadanie. Co ważne, na moje polecenie – jako ministra – prokuratura zabezpieczyła rachunki bankowe tych firm, dzięki czemu Skarb Państwa nie stracił środków – podkreśla minister Cieszyński.

W maju miną trzy lata od wszczęcia śledztwa w sprawie oszustwa, jakiego mieli się dopuścić kontrahenci ministerstwa zdrowia, sprzedając mu maski z Chin – chodzi o głośną „aferę maseczkową”. Tymczasem śledztwo, jak informuje nas Prokuratura Okręgowa w Warszawie, nadal jest prowadzone w sprawie, dotąd nikomu nie przedstawiono zarzutów.

– Postępowanie jest wielowątkowe, cały czas gromadzony jest materiał dowodowy, przesłuchiwani są świadkowie, zasięgane są opinie biegłych, w tym z zakresu informatyki. Wciąż trwają intensywne czynności – tłumaczy prok. Aleksandra Skrzyniarz, rzeczniczka prokuratury. Sprawa okazała się nieprosta.

Pozostało 89% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Przestępczość
Kradzież cennych książek z BUW. Zatrzymano pięć osób. To Gruzini
Przestępczość
Leszek Czarnecki bez aresztu. Prokuratura nie postawi mu zarzutów w aferze Getback
Przestępczość
Internet nie dla terrorystów. Przełomowe zmiany w polskim prawie
Przestępczość
Jak wpadli Polacy, którzy pobili Leonida Wołkowa
Przestępczość
Pobicie w Wilnie, zlecenie z Rosji, zatrzymani w Polsce