Zorganizowane grupy przestępcze pozbawione tytoniu, których szmugiel głównie poprzez Białoruś uniemożliwiła zapora na granicy, nie zrezygnowały z intratnego biznesu, ale zmieniły taktykę. I nadal produkują „lewe” papierosy. W ciągu sześciu miesięcy tego roku służby rozbiły już 40 nielegalnych fabryk, to o dziesięć więcej niż w tym samym okresie roku ubiegłego – wynika z danych Krajowej Administracji Skarbowej dla „Rzeczpospolitej”.
Nielegalny biznes
Od lat zarówno tytoń, jak i w gotowe papierosy szerokim strumieniem wpływały do Polski zza wschodniej granicy – głównie z Białorusi, z Rosji czy Ukrainy. Odkąd po wybuchu wojny w Ukrainie granicę maksymalnie uszczelniono, tytoniowa kontrabanda została radykalnie ograniczona. To w świecie przestępczym wymusiło zmiany.
– Rodzime gangi, tak jak wcześniej, do produkcji wykorzystują tytoń pochodzący głównie z Bułgarii. Tyle że najpierw jest on legalnie sprowadzany do Niemiec, a dopiero stamtąd przemycany do Polski, ale już przez naszą południową granicę – słyszymy w CBŚP, które jest jedną ze służb likwidujących „lewy” tytoniowy proceder.
Zmiana kierunku dostaw ma odbicie w statystykach Straży Granicznej – w pierwszym półroczu tego roku ilość przemyconego do Polski tytoniu przez naszą granicę z Czechami wzrosła o 206 proc. wobec tego samego okresu roku ubiegłego – przemycono go za blisko 1,3 mln zł, gdy roku temu w tym czasie – jedynie za 423 tys. zł – wskazują dane KG Straży Granicznej. Ruch widać też na granicy ze Słowacją, gdzie w pierwszym półroczu br. ujawniono przemyt papierosów wartych 998 tys. zł i tytoniu za 377 tys. zł – a w tym samym czasie ubiegłego roku takiej kontrabandy nie odnotowano w ogóle.
O tym, że nielegalny tytoniowy biznes działa pełną parą, świadczą rozbijane przez służby nielegalne fabryki papierosów. Produkowane są, jak i wcześniej, z bułgarskiego tytoniu, tyle że trafia on do Polski od południa.