Carlsberg zwiększył w I kwartale przychody ze sprzedaży piwa o 26,5 proc. do 14,9 mld koron (1,99 mld euro), bez Rosji, wobec 11,9 mld rok wcześniej — najbardziej w Europie Zachodniej (+32,6 proc.) mimo niepewności w gospodarce z powodu rosnącej inflacji. Ilość sprzedanego piwa zwiększyła się o 8,6 proc., w tym o 15,4 proc. w Europie Zachodniej, o 10,5 proc. w Azji, a zmalała o 2,3 proc. w Europie Wschodniej i Centralnej z powodu wojny. Duńczykom udało się to samo, co Nestlé i Danone: przerzucić na konsumentów wyższe koszty własne nie tracąc nic ze sprzedaży — pisze Reuter. Duńczycy nie zmienili prognozy rocznego wyniku operacyjnego, spodziewają się od minus 5 proc. do plus 2 proc.
— Nauczyliśmy się z poprzednich kryzysów, że kiedy konsumentów nie stać na wyjazd na urlop, czy nie mogą wydać pieniędzy na nowy samochód czy lodówkę, to zwracają uwagę na bardziej dostępne artykuły luksusowe, np. piwo segmentu premium. Dotychczas nie mieliśmy zbyt wielu dowodów na to, by wyższe ceny piwa miały wpływ na konsumentów — stwierdził prezes browaru Cees't Hart.
Lepsza sprzedaż w I kwartale wynikała częściowo z gorszej podstawy porównawczej sprzed roku, kiedy ograniczenia w walce z pandemią nie pozwalały korzystać z restauracji i barów.
Carlsberg był najbardziej zaangażowany w branży na rynku rosyjskim, ale podobnie jak konkurenci chce wycofać się po agresji na Ukrainę. — Mamy postęp w tej sprawie, ale to może trochę potrwać — stwierdził prezes nie wymieniając potencjalnych nabywców. Duńczycy spodziewają się, że sprzedaż aktywów w Rosji zmusi ich do zaksięgowania odpisu na 9,5 mld koron.
Hart poinformował też o ponownym uruchomieniu browarów w Kijowie i Lwowie, ale nie wykorzystują pełnej mocy. Na początku agresji zostały zamknięte.