Z jednej strony, nie ulega wątpliwości jego inkluzywność, gdyż potęga Stanów Zjednoczonych od stuleci budowana jest przez imigrantów. Z drugiej strony, jego restrykcyjność i rzekoma niesprawiedliwość stały się przedmiotem wielu anegdot – zarówno pośród imigrantów, jak i w mediach amerykańskich, gdzie jest to jeden z najbardziej różniących społeczeństwo tematów.
Czytaj także: Będzie centralny rejestr i agencja zatrudniania pracowników z zagranicy
Kontrowersje wynikają – moim zdaniem – z braku wiedzy dotyczącej systemu imigracyjnego. Prawo amerykańskie udostępnia bowiem szereg narzędzi umożliwiających wyróżniającym się obcokrajowcom sprawne uzyskanie prawa do stałego pobytu, czyli tzw. zieloną kartę. Jednym z najprzystępniejszych, a zarazem niezrozumianych, narzędzi jest wiza EB-1. Jest ona myląco nazywana wizą „Einsteina", gdyż jednym z dwóch alternatywnych warunków jej przyznania jest wygranie renomowanej nagrody międzynarodowej. Z tego też powodu jest ona często ignorowana przez Polaków analizujących swoje szanse na przyznanie zielonej karty, którzy zniechęceni wysokim standardem pierwszego kryterium, często nie spoglądają na drugie. Dlaczego wiza EB-1 jest narzędziem wartym rozważenia przez każdego profesjonalistę lub naukowca, który planuje uzyskać prawo stałego pobytu w Stanach Zjednoczonych.
Po pierwsze: wizę EB-1 uzyskać mogą nie tylko naukowcy, ale także każdy, kto wykaże swoją „nadzwyczajną umiejętność" (ang. extraordinary ability) w dziedzinie biznesu, edukacji, sztuki lub sportu. O zieloną kartę może zatem ubiegać się na podstawie wizy EB-1 zarówno naukowiec, jak i bizneswoman, artysta czy modelka. Po drugie: otrzymać ją może nie tylko laureat uznawanej nagrody międzynarodowej z wymienionych powyżej dziedzin, ale także człowiek sukcesu, spełniający co najmniej trzy z dziesięciu „pomniejszych" kryteriów.
Należą do nich: