„Testy zdrady” na tropie niewierności

Za 1000 zł można uzyskać dowód, a przynajmniej mocną poszlakę, zdrady małżonka. Można się nim posłużyć w sprawie rozwodowej.

Aktualizacja: 01.09.2013 09:00 Publikacja: 09.02.2009 06:56

„Testy zdrady” na tropie niewierności

Foto: Fotorzepa, Seweryn Sołtys

Tak oto technika zaprzęgana jest do sporów sądowych, w tym przypadku - spraw rozwodowych.

Na polskim rynku wyrasta nowy branża usługowa: „diagnostyka mikrośladowa na udowodnienie zdrady”. Usługa polega, jak wynika z reklamy firm, np. „na analizie kobiecej (męskiej) bielizny bądź prześcieradła, z wyizolowaniem profilu genetycznego znajdującego się w kobiecej (męskiej) wydzielinie oraz porównanie tego profilu z innym materiałem genetycznym". Usługa nazywa się: „test zdrady”.

— Najczęściej chodzi o wykluczenie zgłaszającego się do laboratorium jako „źródła” materiału do badań, zwykle spermy (ale także np. śliny czy włosa) — powiedział „Rz” Jan Gałkowski, dyrektor, Biuro Ekspertyz Kryminalistycznych — BIO GEN w Warszawie, które oferuje tego rodzaju usługi (chociaż lwią część jego działalności stanowią ekspertyzy kryminalistyczne dla organów ścigania).

Laboratorium porównuje próbkę klienta z tą zdjętą z przyniesionego materiału. Zatem najdalej idący wniosek może być ewentualnie taki, że próbka ta nie pochodzi od niego, ale od innej osoby.

Cena usługi zależy o jakości dostarczonego materiału, może kosztować od tysiąca do kilku tysięcy złotych. Biuro wymaga oświadczenia klienta, że przyniesiony do badań materiał jest jego własnością lub że legalnie nim dysponuje.

Jednak w sporze (procesie rozwodowym) małżonków, kwestia, czy do zdobycia dowodu doszło legalnie czy nie, nie ma większego znaczenia. Formalnie rzecz biorąc, wyniki tak uzyskanej analizy próbki, będą takim samym dowodem jak każdy inny, a biorąc pod uwagę doświadczenie życiowe, co należy do obowiązków sędziego, nawet lepszym niż np. zeznania kolegi czy koleżanki.

W polskiej procedurze sądowej nie obowiązuje bowiem przestrzegana np. w krajach anglosaskich doktryna „owoców zatrutego drzewa” (fruits of poisoned tree), zgodnie z którą nie można użyć w procesie dowodu zdobytego nielegalnie, np. ukradzionego czy nielegalnie wyniesionego z biura dokumentu.

Zatem zaświadczenie tego rodzaju placówki, można powoływać przed sądem jako dowód. — Byłaby to raczej tylko poszlaka zdrady. Prawnik drugiego małżonka, wytoczy bowiem naturalnie szereg argumentów w rodzaju: próbkę zdobyto gdzie indziej itp. — wskazuje adwokat Andrzej Michałowski. To prawda, chyba że powołujący taki dowód ma udokumentowaną drogę próbki (np. nagraniem), albo np. prześcieradło z monogramem.

Tak oto pędząca technika (i biznes) wpływają na kształt procesów.

W sądzie i w urzędzie
Czterolatek miał zapłacić zaległy czynsz. Sąd nie doczytał, w jakim jest wieku
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Spadki i darowizny
Podział spadku po rodzicach. Kto ma prawo do majątku po zmarłych?
W sądzie i w urzędzie
Już za trzy tygodnie list polecony z urzędu przyjdzie on-line
Zdrowie
Ważne zmiany w zasadach wystawiania recept. Pacjenci mają powody do radości
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Sądy i trybunały
Bogdan Święczkowski nowym prezesem TK. "Ewidentna wada formalna"