– Propozycja Janusza Kochanowskiego nie idzie zbyt daleko. Można zapytać, dlaczego dziennikarze także nie mieliby mieć prawa do odwołania po odmowie publikowania danych. Zbierają je przecież nie dla siebie, ale dla społeczeństwa, które ma prawo poznać szczegóły ciężkich, społecznie najszkodliwszych, przestępstw oraz dane domniemanych groźnych przestępców – wskazuje warszawski sędzia Marek Celej.
– Sędziowie nie wydają zresztą takich zezwoleń pochopnie. Prawo do odwołania byłoby też często nieskuteczne, gdyż przed jego rozpatrzeniem dane te byłyby już ujawnione, zwłaszcza przez media elektroniczne, które działają niemal z minuty na minutę. Jest wprawdzie możliwość wprowadzenia jakiejś procedury na wzór wniosków o wyłączenie sędziego, które rozpatrywane są nawet tego samego dnia, ale to zabierałoby czas, a w mniejszych sądach trudno byłoby kompletować tak szybko składy odwoławcze – dodaje sędzia Marek Celej.
– Przy obecnym stanie prawnym, gwarancji dwu instancji, taki wniosek rzecznika wydaje się nawet logiczny – twierdzi adwokat Jerzy Naumann, prezes Wyższego Sądu Dyscyplinarnego Naczelnej Rady Adwokackiej. – Generalnie jednak uważam, że ważne, ciężkiego kalibru, procesy powinny być zupełnie jawne wraz z danymi oskarżonych.
Nie widzę potrzeby zmiany przepisów pozwalających na ujawnienie danych osobowych i wizerunku osób, przeciwko którym toczy się postępowanie przygotowawcze lub sądowe, przez dodanie im uprawnienia do odwołania od zarządzenia sędziego (prokuratora – w śledztwie). Obecne są wystarczające. Miejmy przynajmniej trochę zaufania do sędziów (i prokuratorów), którzy mogą wydawać takie zezwolenia ze względu na ważny interes społeczny. Zresztą w praktyce prawo do odwołania byłoby niewykonalne. Jak to bowiem miałoby wyglądać? Rozpoczyna się głośny proces, a któryś z oskarżonych wnosi o rozpatrzenie jego odwołania w tej incydentalnej kwestii?
Z drugiej strony dziennikarze też nie mogą się odwołać, gdy zezwolenia nie dostają– i widzę w tym pewną równość.
masz pytanie, wyślij e-mail do autora