Szybki, drogi samochód z niebieskim kogutem, długa broń, skórzana kurtka i kamery podczas spektakularnej akcji. Tak kilka lat temu zawód detektywa popularyzował Krzysztof Rutkowski.
To jednak raczej medialna wizja niż rzeczywistość. Ta zresztą ostatnio bardzo się zmienia. Jeszcze kilka lat temu sprawy damsko-męskie (najczęściej rozwodowe) stanowiły 60 proc. wszystkich zleceń. Dziś wyprzedzają je gospodarcze: sprawdzanie rzetelności partnera gospodarczego – kontrahenta, producenta, dostawcy.
Ryzykowna profesja
Wykonując zlecenia klientów, detektywi wielokrotnie działają na granicy prawa, narażają życie często nie tylko własne, ale i najbliższej rodziny.
– Żaden gangster dobrowolnie nie oddaje pieniędzy czy porwanych osób. Odnalezione czy – jak mi się zdarzyło – odbite w Polsce z obiektu, nazwijmy go gastronomicznym, dwie dziewczyny zza wschodniej granicy razem ze mną były narażone w najlepszym razie na uszczerbek na zdrowiu. Wprawdzie miałem broń i szczęśliwie nie musiałem jej użyć, ale strach pomyśleć, co by było, gdybym miał mniej szczęścia i gorzej przygotowaną operację – wspomina Krzysztof Kuszewski, prowadzący firmę detektywistyczną w Krakowie.
Bywają też zlecenia opiekuńcze. Rodzice się rozwodzą, partnerzy rozstają – zostają dzieci. Matka z zemsty ogranicza ojcu kontakt z dzieckiem na długie lata. Taki jest stereotyp. Ojciec zleca więc analizę jakości opieki wykonywanej przez matkę. Prosi o ustalenie faktycznego miejsca pobytu dziecka czy szkoły, do której chodzi.