Reklama
Rozwiń

Czy słowa Grzegorza Brauna o komorach gazowych to „kłamstwo oświęcimskie”? Prawnicy komentują

Prawnicy uważają, że przez podważanie istnienia komór gazowych w obozie Auschwitz, europoseł Grzegorz Braun może zapisać się na niechlubnej liście "kłamców oświęcimskich". A za publiczne negowanie tej zbrodni w Polsce grożą trzy lata więzienia.

Publikacja: 11.07.2025 16:38

Europoseł Grzegorz Braun (C) podczas odsłonięcia w Jedwabnem alei pamięci z 8 głazami i tablicami, k

Europoseł Grzegorz Braun (C) podczas odsłonięcia w Jedwabnem alei pamięci z 8 głazami i tablicami, których treść kwestionuje udział Polaków w zbrodni i obarcza nią jedynie oddział niemieckiego wojska

Foto: PAP/Michał Zieliński

- Jeśli Grzegorz Braun zanegował istnienie komór gazowych, to należy uznać jego wypowiedź za klasyczne „twarde kłamstwo oświęcimskie”, czyli jednoznaczne zaprzeczanie zbrodni, za które grozi odpowiedzialność przewidziana w przepisach ustawy o IPN. Za takie uznaje się wypowiedzi każdego, kto — publicznie i wbrew faktom — zaprzecza opisanym w niej zbrodniom — ocenia dr Rafał Guzik z Kancelarii Adwokackiej G&G w Oświęcimiu.

Czytaj więcej

Muzeum Auschwitz-Birkenau pozywa Grzegorza Brauna

Będzie pozew o zniesławienie za słowa o rzekomym utrudnianiu badań komór gazowych przez Muzeum Auschwitz. Dyrektor: wypowiedź Grzegorza Brauna to wprowadzenie do debaty manipulacji opartej na antysemityzmie 

O tym, że „Auschwitz z komorami gazowymi to niestety fejk”, a Muzeum Auschwitz-Birkenau rzekomo uniemożliwia ich badanie, polityk próbował przekonywać słuchaczy podczas rozmowy z Radiem Wnet; prowadzący rozmowę przerwał wywiad.

Błyskawicznie zareagował też dyrektor placówki. W obszernym oświadczeniu dr Piotr M. A. Cywiński pisał o „skandalicznej i zakłamanej wypowiedzi”, stanowiącej nie tylko „akt negacjonizmu”, ściganego na mocy przepisów polskiego prawa. „To także akt znieważenia pamięci ofiar niemieckiego nazistowskiego obozu koncentracyjnego i zagłady oraz wyraz pogardy dla ocalałych i ich rodzin” — ocenił. „Wypowiedź Grzegorza Brauna stanowi jawne zanegowanie prawdy historycznej i wprowadzenie do debaty publicznej manipulacji opartej na antysemityzmie, fałszu i nienawiści” — dodał.

Dyrektor — w imieniu kierowanej przez siebie placówki — zaprzeczył, jakoby uniemożliwiała ona badania i uznał to twierdzenie za pomówienie. A także zapowiedział złożenie do sądu pozwu o zniesławienie. Sprawą już zajęła się stołeczna prokuratura. Przepisy ustawy o IPN dotyczące „kłamstwa oświęcimskiego” mówią bowiem, że za zaprzeczanie takim zbrodniom grozi kara nawet trzech lat pozbawienia wolności. W Polsce jedyną znaną osobą sądowo uznaną za „kłamcę oświęcimskiego” był dr Dariusz Ratajczak, który również negował zabijanie Żydów w komorach gazowych.

Reklama
Reklama

Czytaj więcej

Kolejna reakcja na zachowanie Brauna. „Wypowiedzi antysemickie, kłamliwe i uwłaczające”

Pełnomocnik byłego więźnia Auschwitz Karola Tendery: zaprzeczający istnieniu komór gazowych nie osiągną skutku, powołując się na wolność wypowiedzi

Zdaniem mec. Szymona Topy z Kancelarii Radców Prawnych i Adwokatów Lech Obara i Współpracownicy, choć przepis ten wydaje się martwy, to — jak się okazuje — „wciąż jest potrzebny na wypadek, jakby ktoś chciał - dla jakichś nieznanych celów — wprowadzać do publicznego dyskursu fałszywe informacje o zbrodniach popełnionych w Auschwitz”.

Radca prawny — i jeden z pełnomocników byłego więźnia obozu Karola Tendery w sądowej walce z określeniem „polskie obozy” - przypomina, że odpowiedzialność Niemiec za popełnione tam zbrodnie, m.in. poprzez stosowanie gazu w specjalnie do tego przystosowanych budynkach, „zgodnie z orzecznictwem ETPCz nie podlega dyskursowi i jego zaprzeczenia nie mieszczą się w granicach swobody wypowiedzi”. — Innymi słowy, osoby zaprzeczające istnieniu komór gazowych stosowanych przez niemieckich nazistów w czasie wojny nie osiągną skutku, powołując się na wolność wypowiedzi — precyzuje.

Do prawników nie przemówiłoby też powoływanie się na wolność badań naukowych. — W czasach PRL-u mówiło się bowiem o czterech milionach ofiar obozu, ale kiedy późniejsze badania dr. Franciszka Pipera, pracownika Muzeum Auschwitz wykazały, że w rzeczywistości było ich około miliona, ustaleń tych nie podważano. A samo Muzeum nigdy nie utrudniało ich przeprowadzania — relacjonuje dr Guzik.

— Trudno mówić, żeby doktor miał być „kłamcą oświęcimskim”, bo do wniosków doszedł wykorzystując rzetelny warsztat historyczny. Dopiero odkrył pewne fakty, a więc nie da się mu zarzucić, że zaprzeczał którymkolwiek z tych do tamtej chwili ustalonych — uzasadnia adwokat. I podkreśla, że negowanie istnienia komór bez jakichkolwiek dowodów uznaje więc za sytuację zero-jedynkową.

Czytaj więcej

Michał Szułdrzyński: Kłamstwa Brauna o Auschwitz uderzają w polską rację stanu. Czy ten scenariusz pisano cyrylicą?
Reklama
Reklama

Współtwórca ustawy o IPN apelował o przepis dotyczący „kłamstwa oświęcimskiego": potrzebny, żeby relacji neonazisty nie stawiać obok wspomnień świadka 

Z kolei prof. Witold Kulesza, były dyrektor Głównej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu i współtwórca projektu ustawy o IPN z końca lat 90. przypomina, że wprowadzenie kluczowego przepisu „okazało się konieczne po wystąpieniu jednego z niemieckich neonazistów, który stojąc przed komorą gazową zaprzeczył, jakoby w Auschwitz mordowano cyklonem B”.

— W reakcji na to zdarzenie w Niemczech powstało pojęcie „kłamstwa oświęcimskiego”. Stało się jasne, że do polskiego systemu również trzeba wprowadzić przepis, przewidujący odpowiedzialność za zaprzeczanie ludobójstwu dokonanemu w Auschwitz — mówi profesor.

Jak relacjonuje, uzasadniając projekt ustawy o IPN przed komisją sejmową, argumentował on, że — „obok relacji naocznych świadków ludobójstwa w Auschwitz, m.in. Pileckiego — mogłaby się znaleźć publikacja napisana przez owego neonazistę”. — Dla wszystkich mających elementarną choćby wiedzę na temat zbrodni nazistowskich było więc oczywiste, że należałoby ustanowić karalność publicznego propagowania „kłamstwa oświęcimskiego” — ocenia.

Prof. Kulesza uważa, że wspomniany przez niego przypadek mężczyzny zaprzeczającego zbrodni pokazał, jak ważne było przeforsowanie przepisu w ustawie o IPN (która de facto powołała Instytut do życia). Niemieccy prokuratorzy, prowadzący przeciwko niemu postępowanie karne, pod koniec lat 90. zwrócili się bowiem do Głównej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu z pytaniem, czy według polskiego prawa taka wypowiedź może zostać potraktowana jako przestępstwo. Ekspert wyjaśnia, że uznano to za warunek konieczny, aby ścigać sprawcę, który odpowiedzialność karną miałby ponieść w Niemczech.

— Obowiązujący wówczas kodeks karny przewidywał odpowiedzialność karną za znieważenie pomnika — i taką wykładnię zaproponowałem, argumentując, że Auschwitz jest dowodem-pomnikiem zbrodni popełnionych w tym miejscu — precyzuje profesor. Podkreśla jednak, że to właśnie pytanie zagranicznych śledczych stało się dodatkowym argumentem za wprowadzeniem do ustawy o IPN specjalnego przepisu dotyczącego tej właśnie kwestii.

Czytaj więcej

Za zbrodnie rozliczono co dziesiątego członka załogi SS w Auschwitz
Reklama
Reklama

„Komory gazowe to fejk” a „polskie obozy” to nie to samo.  Czym jest „kłamstwo oświęcimskie”? 

Warto jednak pamiętać, że — parafrazując przysłowie — kłamstwo kłamstwu nierówne. Bo choć negowanie istnienia komór gazowych — jak wyjaśnia dr Guzik — uznaje się właśnie za „twarde kłamstwo oświęcimskie”, za takie uznać już nie można posługiwania się terminem „polskie obozy”. Tymczasowa furtka do tego — uchylona i błyskawicznie zatrzaśnięta — pojawiła się w 2018 r., kiedy to ustawę o IPN znowelizowano i chwilowo wprowadzono przepis, traktujący oba „zjawiska” na równi. — Niedługo później, kiedy na arenie międzynarodowej podniósł się rwetes, nasz rząd wycofał się z tego pomysłu, a sporne przepisy zostały uchylone — komentuje mecenas.

Jego zdaniem (jakkolwiek sposób przygotowania tamtych regulacji „może nie był szczęśliwy”, a one same „miały raczej wprost zapobiegać antypolonizmowi”), warto byłoby jednak wprowadzić te dotyczące tzw. miękkiego kłamstwa oświęcimskiego. Czyli — jak precyzuje — wypowiedzi, w których nie neguje się zbrodni, ale obarcza odpowiedzialnością za nią nie tego, kto w rzeczywistości ją popełnił, a np. inny naród. — Skoro bowiem założeniem ustawy jest zapobieganie mowie nienawiści i antysemityzmowi oraz ochrona pamięci historycznej, to warto byłoby o to zadbać — konkluduje.

Czytaj więcej

Muzeum Auschwitz i prawnicy potępiają upiększanie "zdjęć" ofiar Holokaustu

- Jeśli Grzegorz Braun zanegował istnienie komór gazowych, to należy uznać jego wypowiedź za klasyczne „twarde kłamstwo oświęcimskie”, czyli jednoznaczne zaprzeczanie zbrodni, za które grozi odpowiedzialność przewidziana w przepisach ustawy o IPN. Za takie uznaje się wypowiedzi każdego, kto — publicznie i wbrew faktom — zaprzecza opisanym w niej zbrodniom — ocenia dr Rafał Guzik z Kancelarii Adwokackiej G&G w Oświęcimiu.

Będzie pozew o zniesławienie za słowa o rzekomym utrudnianiu badań komór gazowych przez Muzeum Auschwitz. Dyrektor: wypowiedź Grzegorza Brauna to wprowadzenie do debaty manipulacji opartej na antysemityzmie 

Pozostało jeszcze 93% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Reklama
Sądy i trybunały
Coraz więcej wakatów w Trybunale Konstytucyjnym. Prawnicy mówią, co trzeba zrobić
Materiał Promocyjny
25 lat działań na rzecz zrównoważonego rozwoju
Prawnicy
Prof. Marcin Matczak: Dla mnie to podważalny prezydent
Zawody prawnicze
Rząd zmieni przepisy o zawodach adwokata i radcy. Projekt po wakacjach
Matura i egzamin ósmoklasisty
Uwaga na świadectwa. MEN przypomina szkołom zasady: nieaktualne druki do wymiany
Podatki
Rodzic może stracić ulgi w PIT, jeśli dziecko za dużo zarobi
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama