Sposób wyboru prezesa, powoływanego przez Sejm, a za zgodą Senatu i na wniosek kolegium Instytutu Pamięci Narodowej, może budzić zastrzeżenia. Podobne procedury – jak zauważa adwokat Rafał Guzik z Kancelarii Adwokackiej G&G w Oświęcimiu – obowiązują jednak nie tylko w Polsce.
– Naturalnie taki sposób wyboru wiąże się z upolitycznieniem przez to ugrupowanie, które w danym czasie znajduje się u władzy. Niemniej podobna procedura występuje przy wyborze RPO czy prezesa NIK – przypomina adwokat.
Likwidacja IPN jako instytucji odrębnej – a także „podłączenie” pionu śledczego do powszechnych jednostek prokuratury – lub utrzymanie go w formie instytucji badawczo-edukacyjnej, także może nie okazać się remedium na „upolitycznienie”. Jak przewiduje ekspert, o wyborze prezesa mógłby wówczas decydować np. minister kultury.
Prawnik wyjaśnia, że wymuszona likwidacją IPN konieczność przesunięcia prowadzonych postępowań nie spowodowałaby zaniechania prac śledczych. Ale przypomina, że prokuratorzy IPN są „wyspecjalizowaną jednostką w sprawach, gdzie do głosu dochodzi przede wszystkim tło historyczne”. Prowadzą m.in. sprawy o uznanie za nieważne orzeczeń wydawanych wobec osób represjonowanych na rzecz niepodległego bytu państwa polskiego; mogą kierować wnioski do sądów i przed nimi występować.
– Co więcej, akta uzyskane z IPN są kluczowym dowodem w sprawach o zadośćuczynienie i odszkodowanie na podstawie „ustawy lutowej” – tłumaczy adwokat. Przewiduje, że po likwidacji IPN musiałby powstać podmiot, który przechowywałby i udostępniał dokumenty lub zajęłyby się tym np. Archiwa Państwowe.