Przeforsowana w Sejmie ustawa o powołaniu państwowej komisji ds. badania wpływów rosyjskich na bezpieczeństwo wewnętrzne RP w latach 2007–22 budzi wątpliwości m.in. rzecznika praw obywatelskich. RPO ocenia, że jej rzeczywistym celem będzie wymierzanie kar za takie działanie, a to nie mieści się w zakresie zadań administracji publicznej.
Problem z konstytucją
Projekt ustawy jest inicjatywą posłów PiS; komisja prowadziła będzie postępowania dotyczące funkcjonariuszy publicznych lub członków kadry kierowniczej wyższego szczebla (a także innych osób). Będzie mogła zdecydować o cofnięciu poświadczenia bezpieczeństwa lub nałożenie zakazu jego otrzymania, zakaz pełnienia funkcji związanych z dysponowaniem środkami publicznymi lub cofnięcie pozwolenia na broń – a każde z tych ograniczeń będzie mogło obowiązywać nawet do dziesięciu lat od momentu wydania decyzji.
– Trudno oprzeć się wrażeniu, że autorom projektu ustawy nie chodzi o rzeczywistą walkę z rosyjską agenturą, lecz celem tego projektu jest jedynie polityczne zamieszanie i uderzanie w politycznych oponentów na przednówku kampanii wyborczej – komentuje radca prawny dr Marcin Włodarski z kancelarii LSW. – Postępowanie przed komisją to w rzeczywistości hybryda postępowania karnego i administracyjnego, okraszona znanym średniowiecznym postępowaniem inkwizycyjnym – dodaje.
Zdaniem eksperta, o ile część administracyjna („choć kontrowersyjna”) mieści się „w ogólnych standardach legislacyjnych obecnie rządzących”, a wzorowana jest na regulacjach dotyczących komisji ds. reprywatyzacji warszawskiej, to część karna jest nie do zaakceptowania.
– Po raz pierwszy spotykam się z sytuacją, gdy organ administracji publicznej będzie mógł w drodze decyzji administracyjnej orzec typowo karny środek, jakim jest zakaz pełnienia funkcji związanych z dysponowaniem środkami publicznymi – precyzuje dr Włodarski.