Rz: Prokuratury i sądy nie są zbyt surowe w karaniu za nielegalną działalność bankową. Nie radzą sobie z nią?
Mariusz Paplaczyk: Od dawna mamy z tym trudności. Sprawy często są bardzo skomplikowane, obszerne dowodowo, materiał gromadzony jest latami. Bywa, że w jednej sprawie jest kilka lub kilkanaście opinii biegłych z dziedziny rachunkowości i finansów, które są ze sobą sprzeczne bądź niejednoznaczne. To przekłada się na długotrwałość postępowania, prowadzącą m.in. do tego, że kwoty wskazane w zarzutach w sposób naturalny dewaluują się, a to musi się przekładać na wysokość kary orzeczonej w wyroku. Dodatkowym problemem jest rozproszenie samej odpowiedzialności na poszczególnych członków zarządu, rad nadzorczych, dyrektorów, z których każdy odpowiada co do zasady za własne działanie. Problemem jest także opieranie się organów ścigania i składów orzekających na wiadomościach specjalnych biegłych i przyjmowanie ich ustaleń za własne.
Za nielegalną działalność bankową grozi do pięciu lat więzienia. Czy gdyby kary były surowsze, tego rodzaju przestępczość byłaby mniejsza?
Wysokość kary nie jest tak istotna jak jej nieuchronność i szybkość wymierzenia. Jeżeli wyrok zapada w rozsądnym terminie, dla sprawców jest to bardziej odstraszające niż sama wysoka kara. Pokrzywdzony z kolei ma realną możliwość dochodzenia swoich praw i poczucie, że wymierzono sprawiedliwość. Ze względu na specjalistyczny charakter spraw związanych z rynkiem bankowym i finansowym należałoby się zastanowić nad zmianami w strukturze oskarżyciela publicznego poprzez tworzenie wyspecjalizowanych jednostek czy wydziałów. Brakuje także współpracy organów ścigania z instytucjami nadzoru bankowego.
Od kilku lat przestępczość w Polsce zmienia oblicze. Pojawia się więcej spraw bankowych i parabankowych?