Warszawski kataryniarz popełnił wykroczenie, ale grzywny nie zapłaci

Kataryniarz, który na warszawskiej Starówce sprzedawał drobne pamiątki, popełnił wykroczenie, ale grzywny nie zapłaci.

Publikacja: 03.07.2013 09:26

Warszawski kataryniarz.

Warszawski kataryniarz.

Foto: Fotorzepa, Przemysław Wierzchowski

Sprzedaż drobnych przedmiotów nie była handlem na dużą skalę, naruszała jednak uregulowania. Społeczna szkodliwość czynu nie była tak mała, by prowadziła do umorzenia postępowania, ale też nie  tak znaczna, by prowadziła do ukarania grzywną – postanowił wczoraj Sąd Rejonowy Warszawa-Śródmieście. Zajmował się on  sprawą kataryniarza, którego straż miejska przyłapała na sprzedaży pamiątek bez zezwolenia.

Sprawa się zaczęła, gdy straż miejska chciała ukarać trzystuzłotowym mandatem Piotra Bota, kataryniarza, za sprzedaż żołnierzyków, diabełków, piłeczek, pamiątek,  a także wróżb (losów) wyciąganych przez jego papugę. Działalność ta odbywała się poza miejscem wyznaczonym do handlu – m.in. na Rynku Starego Miasta w Warszawie. Piotr Bot przekonywał, że przedmioty (np. figurki) nie były przeznaczone na handel. Były to fanty  w  loterii, w której każdy los wygrywa.

Po wysłuchaniu świadków i zbadaniu korespondencji między kataryniarzem a organami samorządu  sąd uznał jednak, że Piotr Bot  sprzedawał drobiazgi, nie mając pozwolenia na handel. Stwierdził przy tym, że  od 2007 r. bezskutecznie próbował tę działalność zalegalizować, zwracając się m. in. do burmistrza i Zarządu Terenów Publicznych. W trakcie procesu kataryniarz tłumaczył, że działalność prowadzi od kilkunastu lat, w ciągu których zasady udostępniania miejsca na Starówce się zmieniały.

Adwokat Wojciech Dobkowski, pełnomocnik Piotra Bota, przekonywał podczas rozprawy, że przypisywany jego klientowi czyn nie tylko nie jest społecznie szkodliwy, ale wręcz przyciąga turystów i przyczynia się do utrwalania korzystnego wizerunku miasta. Sędzia Jan Piwkowski przyznał, że sąd w dużej mierze podzielił argumentację obrońcy  kataryniarza. Zaznaczył , że z jednej strony można by stosować zasadę, że sąd nie powinien się zajmować drobnymi spawami, z drugiej jednak historia kataryniarza wzbudziła duże zainteresowanie.

Sąd uznał, że kataryniarz popełnił wykroczenie, ale społeczna szkodliwość czynu była tak mała, że postanowił nie karać  grzywną pozwanego.

Sprzedaż drobnych przedmiotów nie była handlem na dużą skalę, naruszała jednak uregulowania. Społeczna szkodliwość czynu nie była tak mała, by prowadziła do umorzenia postępowania, ale też nie  tak znaczna, by prowadziła do ukarania grzywną – postanowił wczoraj Sąd Rejonowy Warszawa-Śródmieście. Zajmował się on  sprawą kataryniarza, którego straż miejska przyłapała na sprzedaży pamiątek bez zezwolenia.

Sprawa się zaczęła, gdy straż miejska chciała ukarać trzystuzłotowym mandatem Piotra Bota, kataryniarza, za sprzedaż żołnierzyków, diabełków, piłeczek, pamiątek,  a także wróżb (losów) wyciąganych przez jego papugę. Działalność ta odbywała się poza miejscem wyznaczonym do handlu – m.in. na Rynku Starego Miasta w Warszawie. Piotr Bot przekonywał, że przedmioty (np. figurki) nie były przeznaczone na handel. Były to fanty  w  loterii, w której każdy los wygrywa.

Matura i egzamin ósmoklasisty
Matura 2025: język polski. Odpowiedzi i arkusze CKE
Zawody prawnicze
Stowarzyszenia prawnicze chcą odwołania Adama Bodnara. Wnioskują do prezydenta
Prawo dla Ciebie
Operowana robotem da Vinci zmarła. Prawnicy tłumaczą, czym jest eksperyment medyczny
Prawo karne
Wyłudził od Romario miliony. Oszust z Biłgoraja wrócił do Polski
Matura i egzamin ósmoklasisty
Matura i egzamin ósmoklasisty 2025 z "Rzeczpospolitą" i WSiP
Materiał Promocyjny
Lenovo i Motorola dalej rosną na polskim rynku