Falenta pisze, że jego spotkania z Kostrzewskim odbywały się w siedzibie PiS na Nowogrodzkiej w Warszawie oraz w jego biurze. Na spotkaniach mieli się pojawiać oficerowie CBA oraz ABW. To był jednak 2014 r. i CBA szefował wtedy Paweł Wojtunik (zresztą też podsłuchany w restauracji, w rozmowie z Elżbietą Bieńkowską". – Tak się kończą sytuacje, kiedy ze sprawcy się robi bohatera, a z ofiar - sprawców przestępstw – mówił we wtorek w Polsat News.
Falenta twierdzi, że spotykał się z wymienianymi w liście oficerami CBA w lokalach kontaktowych, gdzie dawał im nagrania, oni zaś sporządzali z nich meldunki operacyjne i następnie udostępniali dziennikarzom, by ci ujawniali nagrania „w dogodnych dla PiS momentach". Czy trafiały do ówczesnego kierownictwa Biura oraz czy także na Nowogrodzką? – tego Falenta wprost nie pisze.
To na podstawie tych informacji z listu, który poprzez prokuraturę trafił do Sądu Okręgowego w Warszawie (celem zaopiniowania wniosku Falenty o ułaskawienie) w sądzie toczą się dyskusje, co zrobić z tym pismem. Przewodniczący sądowego wydziału karnego zwrócił się do prezes sądu o zawiadomienie prokuratury o przestępstwach, które ujawnia Falenta: obietnicach ułaskawienia, czy pomocnictwie lub podżeganiu w organizacji nagrywania.
Prezes sądu zanim podejmie decyzję, czy wysyłać zawiadomienie, chce by w sprawie wypowiedzieli się jeszcze sędziowie wizytatorzy. Rozważa się, czy zawiadomić o tych, czy o innych przestępstwach: np. szantażowania prezydenta. Może też zawiadomienie w ogóle nie zostanie wysłane, jeśli prezes sądu dojdzie do wniosku, że prokuratura już wie o sprawie – bo przecież najpierw sama przesłała pismo Falenty sądowi i ma jego kopie.