Ustawa o świadku koronnym z 1997 r., mimo że nowelizowana dwa razy, wciąż budzi wątpliwości. Z pozoru poprawnie sformułowane przepisy w praktyce wywołują żarliwą dyskusję między organami ścigania a teoretykami prawa i palestrą. Spór dotyczy weryfikacji wiarygodności zeznań.
– Dzięki świadkom koronnym rozbiliśmy największe grupy przestępcze. To jest naprawdę mocna broń w walce z przestępczością zorganizowaną, bo łamie zasady lojalności między osobami, które popełniają wspólnie przestępstwo. Solidarność tych grup jest teraz zachwiana. Osoba, która w niej działa, zawsze musi się zastanowić, czy warto w to wchodzić – mówi prokurator Piotr Woźniak z Prokuratury Apelacyjnej w Warszawie, naczelnik Wydziału V do spraw Przestępczości Zorganizowanej i Korupcji.
Mecenas Sławomir Szczęsny zwraca uwagę na niebezpieczeństwo wynikające często z nieuwagi organów ścigania.
Już na podstawie zeznań świadków koronnych pomówieni trafiają do aresztu
– Mój klient został pokrzywdzony w wyniku zbyt wielkiej wiary w instytucję świadka koronnego i zeznania byłego gangstera. Organy ścigania mają tendencję do nieweryfikowania zeznań wszystkimi dopuszczalnymi środkami dowodowymi, a wręcz przeciwnie – nadają im wymiar w istocie koronny. A jest to przecież dowód o niewielkiej wiarygodności, który często może prowadzić do oskarżania osób zupełnie niewinnych – podnosi mecenas.