Rawicz, stacja benzynowa, dwa tygodnie temu. Obok rozmawiających dwóch mężczyzn przejeżdża samochód na samej feldze, bo w oponie nie ma powietrza. Kierowca się tym nie przejmuje. Przejmują się za to stojący mężczyźni. Ruszają za kierowcą, podejrzewając, że może być nietrzeźwy. Kiedy zatrzymuje auto, jeden ze świadków blokuje mu drogę. Drugi sprawdza, czy jest pijany.
Kiedy podejrzenia się potwierdzają, mężczyźni odbierają nietrzeźwemu kluczyki i wzywają policję. Wynik badania alkomatem to 2,6 promila.
Jeszcze gorszy wynik miał inny kierowca zatrzymany w identyczny sposób w okolicach Krakowa – 3,1 promila. Nawet nie zareagował, kiedy jadąca za nim kilkanaście kilometrów kobieta zabrała mu kluczyki, gdy utknął w korku.
Zachęceni eliminacją z dróg nietrzeźwych kierowców obywatele ruszyli do akcji. W większych komendach zarejestrowano ich kilka w ciągu miesiąca, jeszcze dwa lata temu zdarzały się sporadycznie – kilka razy do roku.
O tym, że obywatele polują nie tylko na pijanych za kółkiem, przekonał się niedawno rowerzysta z Kobierna. Jechał zygzakiem, zjeżdżając na przeciwny pas ruchu i na trawnik. Na bagażniku wiózł małe dziecko. Przejeżdżający kierowca zatrzymał rowerzystę i wezwał policję. Jako dowód w sprawie przekazał nagranie, na którym zarejestrował jego chwiejną, a tym samym podejrzaną jazdę.