Czy sfotografowanie nas przez fotoradar w Niemczech, Francji czy Włoszech oznacza, że zostaniemy ukarani? - na to pytanie Tomasza Pietrygi odpowiadała Agata Łukaszewicz, dziennikarka "Rzeczpospolitej".
Tak i będzie to słona kara, bo mandaty, zwłaszcza we Francji i Włoszech są dużo wyższe niż w Polsce. We Włoszech kary są 2 razy takie, jak u nas. We Francji za przekroczenie prędkości płaci się 600-700 euro. Jeśli przekroczenie prędkości było znaczne, w wielu krajach można zupełnie stracić prawo jazdy.
Nie liczmy, że nam się upiecze tak, jak to było to możliwe jeszcze kilka lat temu. Od trzech lat w europejskich krajach istnieją bowiem punkty kontaktowe, przy komendach policji czy ministerstwach, które zajmują się wymiana danych o właścicielach aut zarejestrowanych przez fotoradary. Działa to tak: zdjęcie zrobione przy przekroczeniu prędkości trafia do zagranicznego punktu, który zwraca się o udostępnienie danych polskiego właściciela auta. Polski punkt odpowiada na to zapytanie i zagraniczne służby przysyłają mandat. W niektórych krajach, gdy mandat jest niski, policja odstępuje od egzekucji. Ale nie ma co liczyć na litość, gdy do zapłaty będzie duża kwota.
Wymiana danych trwa kilka dni, mandat może więc przyjść zanim wrócimy z zagranicznych wakacji. O tym, że jest się czego obawiać, może świadczyć ilość zapytań, jakie Polska otrzymała z zagranicy w 2015 r. - 125 tys. Dla porównania - polski punkt wymiany prosił o informacje o zagranicznych kierowcach tylko 50 tys. razy.
Egzekucja mandatu wbrew pozorom nie jest trudna. Jeśli nie zostanie dobrowolnie zapłacony, to egzekucja wchodzi na wyższy, sądowy poziom. Wyrok nakazowy wydaje polski sąd, na zasadzie pomocy zagranicznemu wymiarowi sprawiedliwości. Potem egzekucja przebiega w takim samym trybie, jak egzekucja polskich mandatów. Jedyna różnica jest taka, że cała procedura może trwać nieco dłużej.