"Nawet najwyższy mandat trzeba będzie wyegzekwować"

Kara dla kierowcy musi być przede wszystkim nieuchronna – mówi „Rzeczpospolitej" Wojciech Pasieczny, wieloletni policjant stołecznej drogówki i biegły sądowy w sprawach wypadków drogowych.

Publikacja: 19.12.2021 19:59

"Nawet najwyższy mandat trzeba będzie wyegzekwować"

Foto: Fotorzepa / Kuba Kamiński

Pamięta pan, kiedy został ostatni raz poddany zwykłej tzw. prewencyjnej kontroli drogowej?

Poza taką kontrolą w ramach akcji „Trzeźwy poranek" kilka lat temu, to nie pamiętam. Chyba ponad 20 lat temu.

A dużo pan jeździ czy jest pan raczej „niedzielnym kierowcą"?

Jeżdżę bardzo dużo.

Pytam nie bez powodu. Ostatnio w mediach głośno jest o dziennikarzu z popularnej stacji, który przez sześć lat jeździł bez prawa jazdy i nikt go w tym czasie nie zatrzymał do kontroli drogowej. Wielu osobom wydaje się to wręcz niemożliwe. A pana to dziwi?

Ależ skąd. Tych kontroli faktycznie na drogach nie ma. Trafić na taką to jak wygrać czwórkę w totolotka.

Gdyby takie prewencyjne kontrole były częstsze, to może na drogach byłoby bezpieczniej, a kierowcy bez uprawnień musieliby się przesiąść na fotel pasażera.

Oczywiście, że tak by było. W walce o bezpieczne drogi prewencja jest bardzo istotnym czynnikiem. Kiedy byłem jeszcze w służbie, to zgodnie z zaleceniem Unii Europejskiej 10 proc. policjantów komend wojewódzkich miało pełnić służbę na drogach. Tylko w jednym województwie tak było. Nie wiem, jak jest teraz, ale nie widać patroli ruchu drogowego na naszych drogach.

A przykład, który pani przytacza, jest tego dowodem.

O bezpieczeństwie na drogach rozmawiamy nie bez powodu. Prezydent Andrzej Duda podpisał właśnie nowelę Prawa o ruchu drogowym. Ma ona wejść w życie 1 stycznia 2022 r. Szykuje się w niej nie lada rewolucja w karaniu kierowców. Mandaty będą dużo wyższe niż do tej pory. Przykład? Przekroczenie dopuszczalnej prędkości o ponad 30 km/h będzie oznaczać mandat w wysokości co najmniej 800 zł. Stawka mandatu może wzrosnąć nawet do kilku tys. zł, gdy znacząco przekroczymy dopuszczalną prędkość. Ponadto maksymalna wysokość grzywny urośnie z 5 tys. zł do 30 tys. zł. Dojdzie też do zaostrzenia odpowiedzialności w wielu innych sprawach. Czy to właściwy kierunek w walce o poprawę bezpieczeństwa na drogach?

Nie mam żadnych wątpliwości, że kierowców za wykroczenia należy karać. Problem w tym, żeby ich karać dolegliwie, ale i realnie. Nie jest sztuką wystawić jak najwyższy mandat. Trzeba go przecież jeszcze potem wyegzekwować. I to jest dopiero sedno ukarania. Z czasem, kiedy już poprawimy egzekucję, może się okazać, że część ukaranych surowo kierowców będzie trafiać do aresztu, by ponieść konsekwencje nieuiszczonego mandatu. I w ten sposób pojawi się, obok alimenciarzy, kolejna grupa ukaranych trafiających za kraty. A przecież nie o to chodzi. Może się zresztą także okazać, że sądy wcale nie będą sięgać po najwyższe kary.

Czytaj więcej

Mandaty - ile, za co od 1 stycznia 2022 r.

Uważa pan więc, że kary powinny być niższe?

Tego nie powiedziałem. Moim zdaniem w trosce o bezpieczeństwo, wszelkie bezpieczeństwo, nie tylko na drodze, najważniejsza jest nieuchronność kary, a nie jej wysokość. Podam prosty przykład. Mamy bardzo wysokie kary za zabójstwo, a przecież są sprawcy, których one nie odstraszają. Podobnie jest na drodze. Kierowca, który w szaleńczy sposób porusza się po drogach, nie bierze pod uwagę, że zostanie złapany. A dlaczego? Tu wracamy do początku rozmowy. Kontroli drogowych jest stanowczo za mało. A kto miałby ich weryfikować, jak nie drogówka?

A punkty karne, które otrzymują kierowcy obok mandatu spełniają swoją rolę?

Oczywiście, że tak. W ten sposób kara jest podwójna. Dla wielu zresztą punkty karne są bardziej dolegliwe niż wysokość mandatu. Policjanci nieraz słyszą od zatrzymanego kierowcy, że woli zapłacić wyższy mandat, ale bez naliczenia mu punktów karnych. A przecież to niemożliwe. Punkty karne są przypisane za konkretne wykroczenia na drodze i są obowiązkowe, obok mandatu.

Te ostatnie będą się teraz kasować po upływie dwóch lat od popełnienia wykroczenia. Dziś jeszcze dzieje się to szybciej – po roku od wykroczenia. To dobra zmiana?

Uważam, że tak. W ten sposób kierowca, który ma już na swoim koncie punkty karne, musi się dłużej pilnować na drodze. A to oznacza, że będzie, a przynajmniej powinien, jeździć bezpieczniej.

15 zamiast obecnych 10 punktów karnych za najpoważniejsze wykroczenia oznacza, że niezdyscyplinowany kierowca w krótkim czasie może osiągnąć limit dopuszczalnych 24 pkt. To krok w dobrym kierunku?

Uważam, że bardzo dobry. Szczególnie w przypadku wykroczeń popełnianych wobec pieszych. Oni jako uczestnicy ruchu drogowego powinni być najmocniej chronieni. Każdy kierowca bywa przecież także pieszym. To zmiana w interesie nas wszystkich.

Wspomniał pan o słabej ściągalności mandatów. Da się coś z tym zrobić?

Podejmowane są różne próby. Jedne lepsze, drugie gorsze. Widać lekką poprawę, ale to dzieje się – niestety – bardzo powoli.

W przepisach, które wkrótce wejdą w życie, pojawi się zasada, że niezapłacony mandat będzie ścigany przez urzędy skarbowe, najczęściej z nadpłaty podatku...

I to jest bardzo dobry pomysł. Ale musimy mieć świadomość, że... dziurawy. Poza tą możliwością pozostaną osoby, które nadpłaty podatku nie mają lub pracują „na czarno". I znów mamy lukę. A to oznacza, że pojawia się potencjalna grupa ukaranych, w przypadku których egzekucja nie zadziała.

A fakt likwidacji szkoleń redukujących punkty karne ma szansę poprawić bezpieczeństwo? Zdania ekspertów do spraw bezpieczeństwa są w tej sprawie podzielone.

Trudno jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie. Z jednej strony bowiem taki udział w dodatkowym i płatnym szkoleniu nastawionym na bezpieczeństwo może być cenną lekcją przynajmniej dla niektórych kierowców. Z drugiej strony jednak widać, że na wielu z takich kursów pojawia się stałe grono bywalców, którzy taką formę „kasowania" punktów traktują jako naturalny sposób pozbycia się kłopotu. Przynajmniej na jakiś czas – do następnego kursu. Jak widać, trudno znaleźć złoty środek. Co nie oznacza, że nie powinno próbować się go znaleźć.

A jak pan ocenia powiązanie liczby punktów karnych z wysokością składki OC?

Bardzo pozytywnie. To wybór każdego kierowcy, czy chce płacić więcej czy nie.

Jeśli jeździ zgodnie z przepisami, może nawet liczyć na promocyjną stawkę.

Od kilku lat kierowcy, którzy trafiają przed sąd za spowodowanie kolizji pod wpływem alkoholu czy narkotyków, płacą obowiązkowe nawiązki na rzecz ofiar wypadków. Teraz może ich być więcej. Czy tak rzeczywiście będzie?

Czas pokaże. Mam nadzieję, że tak rzeczywiście będzie. Ale... znamy już taki Fundusz, który miał wspierać ofiary, a pieniądze szły zupełnie gdzie indziej. Oczywiście, że pokrzywdzonym takie wsparcie się należy. Ale nie możemy zapominać o inwestycjach w bezpieczeństwo, zmianach infrastruktury drogowej. Myślę o doświetleniu przejść dla pieszych, progach zwalniających itd. Na takie inwestycje powinny iść pieniądze z mandatów, a nie na tworzenie kolejnych urzędów i biurokrację. Od tego z pewnością nie zrobi się bezpieczniej.

Powoli do takich zmian w infrastrukturze drogowej jednak dochodzi.

Tak, ale często po fakcie. Pamiętamy tragiczny wypadek na ul. Sokratesa w Warszawie sprzed kilku lat. Zginął mężczyzna, który przed tragicznym w skutkach rajdem kierowcy uratował żonę i dziecko. To przecież właśnie ten wypadek jest głównym powodem zmian, o których dziś rozmawiamy. Rodzi się jednak pytanie, czy musiało do niego dojść, żeby poprawić bezpieczeństwo w tym miejscu. Odpowiedź jest prosta. Najwyraźniej musiało. A przecież nie powinno.

W noweli pojawia się cały rozdział poświęcony przepisom dotyczącym renty, na którą będą mogły liczyć od sprawców ofiary wypadków drogowych i ich najbliżsi. To może być szansa na ratunek dla wielu osób...

Jak najbardziej. Sprawca dopuszczający się tragicznych zdarzeń na drodze musi się liczyć z prawnymi i finansowymi konsekwencjami, nawet do końca życia. Czas, by wesprzeć osoby poszkodowane. Takie wsparcie może mieć bardzo różny charakter. Niektórzy doznają uszczerbku na zdrowiu, ale po rehabilitacji wracają do życia sprzed wypadku. Są jednak przecież i tacy, którzy po takim zdarzeniu muszą zmienić swoje życie, zawód, bo np. doznali urazu, który w dotychczasowym zajęciu ich dyskwalifikuje. Za to wszystko powinien płacić sprawca. Jeśli boi się odpowiedzialności, niech się ubezpieczy i za takie ubezpieczenie systematycznie płaci.

Tuż po wypadku na ul. Sokratesa w Warszawie politycy licytowali się co do surowości kar dla sprawców wypadków drogowych. W Ministerstwie Sprawiedliwości powstał nawet pomysł, by konfiskować auto pijanemu (powyżej 1 promila) kierowcy sprawcy wypadku. Tego przepisu zabrakło w noweli, która wejdzie w życie 1 stycznia. Czy słusznie z niego zrezygnowano?

Ten pomysł wraca co jakiś czas. Osobiście mam mieszane uczucia. Prawnicy powinni wypowiedzieć się, w jaki sposób osoba, która w dobrej wierze użyczyła swój samochód innej osobie (trzeźwej), będzie mogła dochodzić rekompensaty za skonfiskowany nie z jej winy samochód. Ostateczna decyzja należy do ustawodawcy. Zalecałbym jednak ostrożność. Od samego wprowadzenia przepisu bezpieczniej nie będzie.

Jaki jest podstawowy grzech uczestników ruchu drogowego w Polsce? Pieszych, kierowców, motocyklistów i rowerzystów.

Ze statystyk policyjnych wynika, że w ostatnich latach główną przyczyną wypadków powodowanych przez kierowców jest nieudzielenie pierwszeństwa i jazda z prędkością niedostosowaną do panujących warunków. Ja uważam jednak, że głównym grzechem jest nadmierna prędkość. Jeżeli nawet prędkość nie jest główną przyczyną wypadku, to prędkość ma wpływ na jego skutek. Wyobraźmy sobie sytuację, że podczas wykonywania manewru skrętu w lewo dochodzi do zderzenia z jadącym z kierunku przeciwnego pojazdem, który porusza się z prędkością rażąco większą od dozwolonej administracyjnie. Gdyby pojazd jadący na wprost jechał z dozwoloną prędkością (lub nieco większą), do wypadku by nie doszło. Czy rzeczywiście za sprawcę wypadku uznać należy skręcającego w lewo, ponieważ nie ustąpił pierwszeństwa „znikającemu punktowi"? Ta nadmierna prędkość głównie dotyczy kierujących motocyklami. A prędkość zbliżającego się motocykla z uwagi na jego małą szerokość jest nie do określenia, jest zaniżana.

Trudno jest dziś być dobrym kierowcą? Co to w ogóle znaczy?

Dobry kierowca jest kulturalny na drodze, zna przepisy i je szanuje. Jeśli dodamy do tego jeszcze sporo życzliwości, to mamy ideał. Czy trudno nim być? Uważam, że nie. Wielu z kierowców uważa jednak, że siadając za kierownicą, stają się anonimowi, a takim, w ich mniemaniu, wolno więcej. Tak nie jest.

Wojciech Pasieczny

ekspert z zakresu bezpieczeństwa ruchu drogowego, biegły sądowy ds. rekonstrukcji wypadków drogowych; wiceprezes Fundacji Zapobieganie Wypadkom Drogowym; wykładowca przedmiotu wypadki drogowe na Podyplomowych Studiach Psychologia Transportu na Wydziale Psychologii Uniwersytetu Warszawskiego; b. radca, mł. inspektor w Wydziale Ruchu Drogowego Komendy Stołecznej Policji, inicjator wielu akcji na rzecz poprawy bezpieczeństwa ruchu drogowego

Pamięta pan, kiedy został ostatni raz poddany zwykłej tzw. prewencyjnej kontroli drogowej?

Poza taką kontrolą w ramach akcji „Trzeźwy poranek" kilka lat temu, to nie pamiętam. Chyba ponad 20 lat temu.

Pozostało 98% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Prawo karne
CBA zatrzymało znanego adwokata. Za rządów PiS reprezentował Polskę
Spadki i darowizny
Poświadczenie nabycia spadku u notariusza: koszty i zalety
Podatki
Składka zdrowotna na ryczałcie bez ograniczeń. Rząd zdradza szczegóły
Ustrój i kompetencje
Kiedy można wyłączyć grunty z produkcji rolnej
Sądy i trybunały
Sejm rozpoczął prace nad reformą TK. Dwie partie chcą odrzucenia projektów