Nie ma znaczenia, w którym kraju Unii dostaliśmy mandat, nie ma znaczenia, czy było to dawno czy przed kilku dniami. Jeśli jest ważny, nieuchronnie trzeba go będzie zapłacić.
To efekt unijnych przepisów o tzw. punktach kontaktowych, które od dwóch tygodni obowiązują w Polsce. Zobowiązują one państwa członkowskie do wymiany informacji o kierowcach, którzy popełnili wykroczenie, np. zostali przyłapani przez fotoradar.
624 razy w ciągu dwóch tygodni pytały kraje UE o dane polskich kierowców, którzy złamali prawo
Polski punkt kontaktowy, który ma udzielać takich informacji zagranicznym policjom, w ciągu dwóch tygodni już przeżył prawdziwy boom. – Wpłynęło ponad 620 zapytań, głównie z Litwy, Austrii i Bułgarii – informuje „Rz" Paweł Majcher, rzecznik MSW odpowiadającego za funkcjonowanie Centralnej Ewidencji Pojazdów i Kierowców, z której informacje pochodzą. Nasza policja pytała za granicą 122 razy.
– To bardzo dużo jak na tak krótki czas – ocenia prof. Ryszard Stefański z Uczelni Łazarskiego. Mówi też, że być może niektóre państwa czekały, aż w Polsce punkt ruszy, i gromadziły zapytania. Teraz upominają się o dane. Kiedy je dostaną, wyślą wezwania, a potem mandaty. Jeżeli kierowca nie zapłaci, zagraniczny sąd orzeknie grzywnę, a tę ściągnie polski komornik.