Rok później aż 73 proc. Polaków obawiało się o bezpieczeństwo swojego mieszkania w czasie urlopu. I chociaż zagrożenie było realne, to nic nie zrobili, żeby ryzyko ograniczyć. Tylko 6 proc. zabezpieczało mieszkanie alarmem lub roletami antywłamaniowymi. Specjalny zamek antywłamaniowy miało zaledwie 18 proc. Polaków, a i tak – jak twierdzą eksperci rynku ochrony – w większości źle zamontowany. 65 procent zdawało się w kwestii bezpieczeństwa dobytku na sąsiada. To jemu powierzało klucze i doglądanie mieszkania – wynika z sondy.
Tymczasem eksperci zajmujący się bezpieczeństwem zapewniają, że właściciele mieszkań nie są bezradni.
Podstawowym zabezpieczeniem domu jednorodzinnego może być system alarmowy. Informuje on o możliwym niebezpieczeństwie, natomiast niekoniecznie musi odstraszyć włamywacza. Dlatego warto zdecydować się także na instalację monitoringu, który, nawet jeśli nie odstraszy złodzieja, pomoże go schwytać. Z kolei w bloku czy na osiedlu warto skorzystać z usług ochrony. Można o to prosić administratora osiedla.
Policjant radzi, aby o pomoc poprosić też sąsiada: – Niech zwróci uwagę na mieszkanie. Wyjmuje ze skrzynki lub zdejmuje z klamki drzwi ulotki.
Czy można ochronić się przed włamaniem? Mundurowi przyznają, że nigdy nie ma stuprocentowej pewności, że mieszkanie jest bezpieczne. Złodziejowi można jednak utrudnić życie.
– Najlepszym sposobem jest sąsiad, który interesuje się tym, co dzieje się za ścianą – dodaje Dariusz Nowak. To on w sytuacji, gdy zauważy coś podejrzanego, może zaalarmować policję. Policjant ubolewa jednak, że na nowych osiedlach ludzie wcale się nie znają.
– Nie ma między nimi żadnych relacji, w dodatku pracują całymi dniami poza domem, a to ułatwia pracę złodziejom – mówi policjant. Dodaje, że osoby, które przeprowadziły się do nowych domów pod miastem, nie integrują się z miejscową społecznością, a rdzenni mieszkańcy zachowują wobec nich dystans. – I zdarza się, że nawet jeśli coś podejrzanego widzą, nie dzwonią do nas – mówi Dariusz Nowak.
Szpiegowski breloczek
Złodzieje wymyślają nowe metody działania. Od niedawna policjanci ostrzegają przed osobami, które ofiarowują na ulicach breloczki do kluczy.
Na parkingach przy centrach handlowych i na stacjach paliw rumuńska szajka złodziei wręczała breloczki pod pozorem akcji promocyjnych. – Gdy dokładnie przyjrzeliśmy się sprawie okazało się, że taki podarunek może być swego rodzaju „koniem trojańskim". Urządzenie ma wbudowany elektroniczny czip, za pomocą którego przestępcy są w stanie ustalić nasze położenie. Gdy wiedzą, że opuściliśmy mieszkanie, dokonują włamania – tłumaczy oficer lubuskiej policji.
Zdaniem mundurowych przestępcy po wręczeniu breloczka śledzą obdarowywanego, aby ustalić, gdzie mieszka. – Ostrzeżenie o takiej grupie otrzymaliśmy od niemieckiej policji, wcześniej do podobnych przestępstw dochodziło w Holandii – dodają policjanci.
Ekspert od sprzętu szpiegowskiego tłumaczy: – Jest mało prawdopodobne, aby w tych brelokach były instalowane moduły GPS, bo takie urządzenia są zbyt drogie. Najtańsze kosztują około 200 złotych. Bardziej prawdopodobne jest, że złodzieje mogą używać urządzeń radiowych, które kosztują około 100 złotych.
Dlatego potencjalne ofiary są prawdopodobnie wcześniej typowane. Mogą to być np. osoby, które jeżdżą drogimi samochodami. Sygnał z takiego nadajnika można odbierać za pomocą odpowiednio przestrojonego odbiornika radiowego. – Breloczek może też działać jako lokalizator, a także urządzenie podsłuchowe. Sygnał można odbierać z odległości nawet 400 metrów – precyzuje specjalista od elektroniki.
Mundurowi dodają, że nasilają się też kradzieże metodą na policjanta. Złodzieje w taki sposób okradli w poprzednim roku mieszkanie w Konstancinie pod Warszawą. Mieli na sobie kamizelki z napisem policja, właścicielowi pokazali sfałszowane postanowienie prokuratury o zabezpieczeniu rzeczy na poczet prowadzonego śledztwa. Wartość szkody sięgnęła 50 tys. zł.
– Wmówili właścicielowi mieszkania, że jego syn jest zamieszany w sprawę narkotykową – informuje jeden ze śledczych. Złodzieje już wpadli w ręce policji, bo zaniepokojony mężczyzna poszedł do prokuratury. Tam dowiedział się, że nazwisko śledczego, które widnieje na dokumencie, jest fikcyjne.
Złodzieje okradają mieszkania, ale nie zawsze się włamują. – Czasami korzystają z tego, że drzwi do domu nie są zamknięte na klucz. Wchodzą do przedpokoju i zabierają kurtki, płaszcz, torebki, telefony – wylicza Dariusz Nowak. I choć właściciele są w domu, często nawet nie są w stanie zauważyć, że ktoś bez ich wiedzy wszedł do środka. – Tacy rabusie wchodzą do bloku, wjeżdżają windą na ostatnie piętro i po kolei sprawdzają, które drzwi są otwarte. Potem szybko wchodzą do mieszkania i kradną, co mają w zasięgu ręki – dodaje stołeczny policjant.
Ofiarą takiego złodzieja padła pani Anna, mieszkanka bloku przy ulicy Kasprowicza na warszawskich Bielanach. Usłyszała, że ktoś wszedł do jej mieszkania. – To był młody mężczyzna. Zapytałam, co tu robi. On bezczelnie odpowiedział: myślałem, że tu jest dyskoteka. Ukradł dwa telefony i portfel. Zauważyłam to jednak już po jego wyjściu – wspomina kobieta. Dodaje, że teraz zawsze dwa razy sprawdza, czy drzwi ma zamknięte.
Odcisk ucha
Co robić, gdy stwierdzimy, że doszło do włamania do mieszkania i kradzieży? – Powinniśmy jak najszybciej wezwać policję. Im mniej osób wchodzi do takiego mieszkania, tym większe szanse, że odnajdziemy ślady złodziei – tłumaczy Dariusz Nowak.
Opowiada historię, jaka przed dwoma laty wydarzyła się w Krakowie. Zanim złodzieje włamali się do jednego z mieszkań, jeden z nich przytknął ucho do drzwi, aby sprawdzić, czy nikogo nie ma w środku. – Nasi technicy odnaleźli ten ślad na drzwiach, a że małżowina uszna jest niczym odcisk palca, dzięki temu namierzono włamywacza – mówi Dariusz Nowak.
Najczęściej jednak złodzieje wpadają przez niefrasobliwość. Na miejscu przestępstwa zostawiają odciski palców. Wystarczy, że policja porówna je z bazą linii papilarnych zgromadzoną w systemie AFIS (Automatyczny System Identyfikacji Daktyloskopijnej), od razu ma dane przestępcy.
Często trafiają także do nich przez paserów, którzy skupują „fanty" pochodzące z kradzieży, a potem próbują je sprzedać np. na aukcji internetowej. Policja od dawna monitoruje Internet i w ten sposób wyłapuje skradzione przedmioty.