Promile na śniegu
Jeden z patroli na stoku w Karkonoszach namierzył mężczyznę, który miał kłopot z utrzymaniem równowagi na wyciągu. Na dole w karczmie wypił za dużo alkoholu. Właściciel wyciągu nakazał mu opuścić teren stoku. Kiedy narciarz się awanturował, wezwał policję. Alkomat wykazał 2,8 promila alkoholu w wydychanym powietrzu. Mężczyzna dostał 500 zł mandatu i nie była to najwyższa grzywna, jaka mu groziła. Przypomnijmy, że za jazdę na nartach i snowboardzie pod wpływem alkoholu grozi mandat w wysokości 5 tys. zł, a w razie niezapłacenia sąd.
Od zeszłego roku policjanci coraz baczniej przyglądają się narciarzom na stoku. Obserwują, czy i ile spożywają alkoholu.
– Zdarzają się całe grupy, które tuż po wyjeździe na górę pierwsze kroki kierują do karczmy. Potrafią tam spędzić kilka godzin, wypić sporo alkoholu, by ten jeden jedyny raz zjechać na sam dół. To bardzo niebezpieczne nie tylko ze względu na stan nietrzeźwości, ale i brak jakiejkolwiek rozgrzewki – mówi „Rz" jeden z funkcjonariuszy.
Lepiej uczyć niż ratować
Policyjne patrole narciarskie wykonują przede wszystkim zadania prewencyjne, w myśl zasady: lepiej zapobiegać niż leczyć. Funkcjonariusze zwracają baczną uwagę na sprzęt, który bardzo często narciarze pozostawiają bez opieki, legitymują osoby podejrzanie się zachowujące, zwracają uwagę na kulturę i takt na stoku oraz w kolejkach do wyciągu, a także pilnują, aby narciarze zjeżdżali z wyznaczonych tras i nartostrad.
W Austrii i we Włoszech zjeżdżanie z takich tras i przejeżdżanie pomiędzy drzewami jest niedopuszczalne. W Polsce jeszcze niestety cały czas to norma. Przykład? W Karpaczu policyjny patrol narciarski zatrzymał turystę z Niemiec, który niszczył kosodrzewinę. Mężczyzna dostał mandat w wysokości 200 zł.
Daleko nam do innych
Radca prawny Michał Wawrykiewicz jest nie tylko specjalistą od prawa narciarskiego ale i czynnym narciarzem. Dostrzega różnicę w zachowaniu miłośników białego szaleństwa w Polsce i za granicą, np. w Austrii czy we Włoszech.