Projekt zmiany w kodeksie wyborczym złożony do sejmu w czwartek przez grupę posłów PiS wydaje się realizacją wcześniejszych zapowiedzi tej partii. Nie jest to więc zupełna nowość?
Na pewno nie jest to żadna rewolucja. Projektodawcy mówią, że to propozycja profrekwencyjna i na pewno tak jest. Obawiam się jednak, że motywacją nie jest szlachetna idea zachęcania ludzi do udziału w wyborach, ale raczej interes obecnej władzy. Wyraźnie widać, że chodzi o zwiększenie liczby głosujących wyborców Prawa i Sprawiedliwości, a nie ogólnej ich liczby. Nowe komisje, których – według uzasadnienia do projektu ma powstać aż 6 tys. – mają być tworzone w miejscowościach do 200 mieszkańców (uprawnionych do głosowania), w których obecnie nie ma lokalu wyborczego. Tak wynika z przepisów przejściowych, które nakładają na wójtów obowiązek przeglądu gminy pod kątem lokali wyborczych i informowanie komisarza w jakich miejscowościach ich nie ma. Komisarz zaś w zasadzie ma obowiązek stworzenia w nich odrębnego obwodu wyborczego – jeśli odmówi, PKW może go do tego przymusić. Czyli tak jak mówił prezes, wyborcy po mszy w kościele będą mogli od razu pójść głosować. Przy czym nie wiem, czy czyniono jakieś badania które by wskazywały ile takich miejscowości i skąd te 6 tys. nowych lokali.