Do ubiegłego roku nikt nie miał wątpliwości, że tytuł magistra prawa można uzyskać tylko po ukończeniu jednolitych pięcioletnich studiów magisterskich. Od 1 października 2012 r. minister nauki nie określa jednak w drodze rozporządzenia, jakie kierunki mają być realizowane w tym trybie. W efekcie prawo, tak jak matematyka czy ekonomia, może być prowadzone w systemie trzy plus dwa. Czyli trzyletni licencjat i dwuletnie magisterskie. Niektóre uczelnie skorzystały z tej możliwości, np. Uniwersytet Gdański i Szkoła Wyższa Psychologii Społecznej, i stworzyły 2,5-letnie uzupełniające magisterskie studia prawnicze. Aby zostać ich studentem, wystarczy mieć tytuł licencjata, np. geografii, socjologii czy zarządzania.
Tak więc geograf może po 2,5 roku nauki zostać magistrem prawa, a co za tym idzie, ubiegać się o wpis na listę aplikantów, np. radcowskich czy adwokackich. Problem w tym, że ustawy korporacyjne nie dzielą prawniczego wykształcenia na zdobyte w trybie uzupełniającym czy pełnym pięcioletnim. Stawiają jedynie warunek ukończenia wyższych studiów prawniczych i uzyskanie tytułu magistra.
Wiedzę prawniczą można już zdobyć na krótkich studiach uzupełniających
Adwokaci twierdzą wręcz, że zmiany odbiją się na jakości kształcenia, a ucierpią na tym potencjalni klienci takich prawników.
Krajowa Rada Sądownictwa uwża, że przez dwa i pół roku można przekazać i wyegzekwować co najwyżej bardzo ogólne encyklopedyczne wiadomości z poszczególnych dziedzin prawa.