W każdym zakładzie pracy jest ktoś, kto stara się bardziej niż inni, bierze na siebie mnóstwo dodatkowych zadań i bez przerwy narzeka, że jest "zawalony robotą". Jego koledzy nie wyglądają na równie pochłoniętych pracą, mimo to nie zarabiają mniej, a szef nie uważa ich za leserów.
- W grupie pracowników od razu widać, kto przyjął rolę ofiary. Bo, niestety, przyjmujemy ją sami. Nawet, jeśli tłumaczymy sobie i innym, że robimy to, bo mamy kredyt do spłacenia albo nie chcemy stracić pracy - mówi Izabela Kielczyk, psycholog biznesu, coach.
- Najczęściej ofiarą staje się ktoś, kto uzależnia swoje poczucie własnej wartości od wyników w pracy. Gloryfikuje szefa i uważa, że po prostu nie ma prawa mu się przeciwstawić. Lubi też przedstawiać siebie jako osobę twardą i zdolną do poświęceń: "Nie mam ochoty aż tyle pracować, ale muszę, więc nie będę marudzić" - dodaje.
Bywa i tak, że szef czy inni pracownicy rzeczywiście próbują zrobić z nas ofiarę w imię niepisanych zasad, jakie panują w wielu zakładach. Pracownik najmłodszy stażem płaci "frycowe"; zleca mu się dodatkowe zadania, każe przyjść do biura po godzinach czy w weekendy. Single dostają gorsze terminy urlopów ("Przecież ty nie masz żadnych zobowiązań") i to na nich spadają obowiązki tych, którym siódmy raz w tym roku rozchorowało się dziecko:
- W dalszym ciągu to od nas zależy, czy w takiej sytuacji damy sobie narzucić rolę ofiary. Jeśli non stop słyszymy, że jako najmłodszy pracownik musimy zrobić to czy tamto, zapytajmy, jak długo to będzie trwało. Bo przecież nie będziemy już do końca swojej pracy w danej firmie płacić za to, że później dołączyliśmy do zespołu! Singiel też powinien dać szefowi do zrozumienia, że owszem, nie ma rodziny, ale ma inne zobowiązania, np. wobec rodziców czy przyjaciół. Zresztą przełożony nie powinien się interesować naszym życiem prywatnym i uzależniać zakresu naszych obowiązków od własnej opinii, że po pracy nie mamy nic do roboty - zauważa Izabela Kielczyk.