Sprawa była pokłosiem konfliktu kopalni z górnikiem, u którego – podczas wyrywkowej kontroli służbowych toreb, dokonywanej podczas wyjścia z zakładu – znaleziono używany pod ziemią klucz do zaworów. Jak ustalono, był to liczący maksymalnie kilkanaście centymetrów
i wart niecałe 29 zł element sprzętu, nieprzydatny do wykorzystania poza zakładem.
Plaga kradzieży w kopalni. Roztargniony górnik w żałobie dostał cios rykoszetem?
Kopalnia uznała jednak, że doszło do próby kradzieży, za co pracownik z kilkunastoletnim stażem i nieposzlakowaną opinią został zwolniony. Nałożony przez policję mandat uchylił jednak sąd, uznając, że przedmiot zabrał on przez przypadek, z powodu roztargnienia po śmierci ojca (do której doszło w przededniu zdarzenia). Górnik nie zdecydował się na urlop w związku z sytuacją rodzinną, bo uważał, iż siedzenie w domu jedynie pogorszy jego stan.
W tamtym czasie w kopalni zapowiadano, że każdy, kto zostanie przyłapany na próbie wynoszenia z pracy służbowego sprzętu, zostanie zwolniony. Była to reakcja na serię wcześniejszych kradzieży, których dopuszczali się pracownicy. Za ciężkie naruszenie obowiązków pracowniczych zwolniono też górnika, u którego znaleziono klucz.
On z decyzją o zwolnieniu się nie zgodził, więc sprawa trafiła na wokandę Sądu Rejonowego w Tychach, który przyznał mu rację. Kopalnia stała na stanowisku, że nie ma znaczenia, iż jego zachowanie mogło ostatecznie nie spowodować szkody majątkowej lub niemajątkowej. Według pracodawcy zachowywał się on co najmniej w sposób rażąco niedbały.
Czytaj więcej: