W poniedziałek Theresa May niespodziewanie ogłosiła, że ratyfikacja następnego dnia w Izbie Gmin porozumienia rozwodowego z Unią jednak się nie odbędzie. W zamian premier chce jechać do Brukseli aby renegocjować umowę, której zatwierdzenie nie miało właściwie żadnych szans.
Dlaczego po przeszło dwóch latach rokowań Bruksela miałaby teraz pójść na większe ustępstwa wobec Londynu niż do tej pory?
- May liczy, że Irlandia, Holandia, Francja i inne kraje, które najbardziej stracą z powodu kataklizmu spowodowanego wyjściem Wielkiej Brytanii z Unii bez żadnego porozumienia będą gotowe do ustępstw wobec brytyjskiej premier – tłumaczy Bond „Rzeczpospolitej”.
Czytaj także: May przełożyła głosowanie w brytyjskim parlamencie
Ale zdaniem brytyjskiego eksperta jest jeden zasadniczy problem. Jeśli w wyniku renegocjacji z unijną centralą May przedstawi model bliższej współpracy Zjednoczonego Królestwa z Unią po Brexicie, doprowadzi to do jeszcze większej niż do tej pory rewolty eurosceptycznego skrzydła Torysów. I odwrotnie, jeśli zaproponuje luźniejszy układ między Wyspami i kontynentem, sprowokuje jeszcze potężniejszy bunt zwolenników pozostania kraju w Unii w brytyjskim parlamencie. W obu przypadkach nie daje to żadnych szans na ratyfikacje porozumienia – podkreśla Bond.