Kroniki filmowe z 1967 r. pokazują nieprzebrane tłumy Polaków, jakie wyszły na spotkanie z generałem de Gaulle'em w czasie pierwszej wizyty francuskiego przywódcy za żelazną kurtyną. W poniedziałkowe przedpołudnie przed Pałacem Prezydenckim stały jednak tylko małe grupki zaciekawionych przechodniów, gdy Emmanuel Macron jechał na spotkanie z Andrzejem Dudą.
Czytaj także: 003. Francja, która nas kocha
Brigitte została w domu
Bo też po latach ostrych sporów naznaczonych wzajemnymi inwektywami oczekiwania po tej wizycie nie były wielkie. Podczas gdy Charles de Gaulle w czasie sześciu dni pobytu starał się podkreślić polskość Ziem Odzyskanych, Macrona zapamiętano ostatnio z usilnych prób budowy bardziej zintegrowanej Unii wokół stref euro, w której nie byłoby miejsca dla Polski.
Prezydent spóźnił się zresztą trzy kwadranse na spotkanie z Andrzejem Dudą, nie wziął też ze sobą Brigitte, co z pewnością pomogłoby ocieplić wzajemne relacje. A jednak po blisko godzinnej rozmowie obaj przywódcy starali się przekonać media, że oto doszło do „przełomu" w relacjach między oboma krajami.
Być może najbardziej symbolicznym jego wymiarem są projekty obronne. W październiku 2016 r. poprzednik Macrona, François Hollande odwołał wizytę w Warszawie, gdy rząd Beaty Szydło bez uprzedzenia Pałacu Elizejskiego odwołał długo negocjowany kontrakt na zakup helikopterów Caracal. Bo dla Francuzów to miało być znacznie więcej niż tylko zamówienie na uzbrojenie – raczej początek udziału Polski w drogim Francji projekcie budowy europejskiej obronności. I dowód zaufania do francuskiej potęgi.