Prokuratorzy z pionu śledczego IPN w Katowicach są wściekli, gdyż od ponad pół roku nie mogą nawet odczytać aktu oskarżenia. Warszawskie sądy odsyłają sobie sprawę, wskazując, że nie są właściwe do jej rozpoznania. W efekcie proces stoi w miejscu i nikt dzisiaj nie jest w stanie powiedzieć, kto i kiedy będzie go prowadził.
Akt oskarżenia przeciwko dziewięciu osobom odpowiedzialnym za wprowadzenie stanu wojennego został skierowany przez śląskich prokuratorów do Sądu Rejonowego Warszawa-Śródmieście już 13 kwietnia tego roku. Trzy miesiące później (11 lipca) zmieniły się przepisy, które nakazywały, żeby sprawy o większym ciężarze gatunkowym były rozpatrywane przez bardziej doświadczonych sędziów z sądów okręgowych. W ten sposób potraktowano też sprawę generałów, która w lipcu trafiła do okręgu.
Niestety, przez następne trzy miesiące warszawski Sąd Okręgowy nie zrobił nic. Wreszcie kilka dni temu podjął decyzję o zwróceniu akt do sądu rejonowego, jako że on nie jest właściwy do prowadzenia tego procesu.
Prokuratorzy, którzy liczyli, że sprawa w końcu ruszy z miejsca, nie kryją rozgoryczenia. – W piśmie przewodnim do aktu oskarżenia wskazywaliśmy, że ze względu na wagę sprawy powinna być rozpatrywana w okręgu. Jej ponowne odesłanie opóźni rozpoczęcie procesu o kolejne miesiące – mówi prokurator Piotr Piątek z katowickiego IPN.
Dla sędziego Wojciecha Małka, rzecznika prasowego Sądu Okręgowego w Warszawie, takie wskazania prokuratury nie mają jednak żadnego znaczenia. – Nie mieliśmy wyjścia. Ustawodawca najpierw w lipcu wydał przepisy, że tego rodzaju sprawy powinny być prowadzone w sądzie okręgowym, a we wrześniu – kolejne, w których stwierdził, że jeżeli sprawa wpłynęła przed 11 lipca do sądu rejonowego, to ten nadal powinien ją prowadzić.