Dotąd na oficjalnych sejmowych kopertach z charakterystycznym żółtym paskiem obowiązywała forma męska „poseł na Sejm Rzeczypospolitej Polskiej". Żeńska nazwa pojawiła się też na papierze listowym. To efekt starań wicemarszałek Sejmu Wandy Nowickiej, która do lutego zasiadała w klubie Ruchu Palikota.
– Postanowiłam się zająć tym problemem, bo jest dla mnie oczywiste, że nie jestem posłem, a posłanką – tłumaczy w rozmowie z „Rz" Wanda Nowicka. Dodaje, że zmiana kopert wymagała jednak dłuższej batalii prawnej. Najpierw musiała przedstawić ekspertyzę, że na drodze do zmian nie stoi Konstytucja, w której nie występuje określenie „posłanka". – W grę wchodził też argument, że dodruk podniesie koszty, ale również tę przeszkodę udało się pokonać – tłumaczy Nowicka.
Kancelaria Sejmu ma umowę z Pocztą Polską, a od każdej koperty płaci ryczałt, by posłowie nie musieli naklejać znaczków. Prezydium Sejmu zdecydowało, że koperty, z których rezygnują posłanki, zostaną wykorzystane w przyszłych latach. Jednak szybko okazało się, że zainteresowanie nowym wzorem jest znikome. Wszedł on w życie w połowie marca, a Kancelaria Sejmu poinformowała o tym wszystkie posłanki. Zgłosiło się tylko 15 z nich.
Są wśród nich m.in. Joanna Kluzik-Rostkowska z PO i jej klubowa koleżanka Bożena Szydłowska, szefowa Parlamentarnej Grupy Kobiet. – Zdecydowałam się na nowe koperty, bo to symbol zmian w podejściu do równouprawnienia – mówi z kolei Zofia Popiołek z Ruchu Palikota, a Anna Grodzka z RP tłumaczy, że kopert nie zamówiła tylko dlatego, że „umknął jej termin".
Większość ze 110 posłanek, wobec inicjatywy Nowickiej zachowuje jednak dystans. Jest widoczny nawet w SLD, kojarzonym z hasłami równouprawnienia kobiet. – Ważne, by posłanka dobrze wykonywała mandat. Jak zostanie nazwana, jest drugorzędne – tłumaczy Krystyna Łybacka z Sojuszu.