Rząd kontra związki: kto więcej kosztuje

Związkowcy z OPZZ przygotowują raport o zatrudnieniu i płacach w ministerstwach, spółkach Skarbu Państwa i partiach politycznych. To odpowiedź na informacje, że politycy PO zamierzają przedstawić raport o zarobkach związkowców.

Publikacja: 22.07.2013 20:36

Rząd kontra związki: kto więcej kosztuje

Foto: Fotorzepa, Magdalena Jodłowska

Zaostrza się walka między Platformą a związkami zawodowymi. Do zapowiadanych przez polityków PO antyzwiązkowych przepisów dochodzi raport o zarobkach działaczy związkowych. O jego przygotowywaniu poinformowała „Gazeta Wyborcza”. W odpowiedzi związkowcy zamierzają napisać własny raport o tym, ile kosztuje państwo utrzymanie gabinetów politycznych, rzeszy wiceministrów, członków rad nadzorczych spółek Skarbu Państwa i wreszcie samych partii politycznych.

– Zleciliśmy już takie prace – mówi w rozmowie z „Rz” Jan Guz, przewodniczący OPZZ. – Proszę bardzo, jak chcą, to możemy wszystko ujawnić i zobaczymy, kto więcej kosztuje podatników – politycy czy związki zawodowe – tłumaczy.
Guz dodaje, że gdy tylko związki zawodowe się uaktywniają, to natychmiast zaczyna się kampania antyzwiązkowa. – Rządy dyktatorskie boli taka aktywność – mówi Guz. – A prawda jest taka, że działacze związkowi w zakładach pracy nie chcą wcale przechodzić na etaty związkowe, bo po czteroletniej kadencji z reguły nie mają dokąd wracać i to jest prawdziwy problem.

Czy Platforma Obywatelska jako partia rządząca dobrze robi, idąc na wojnę ze związkami zawodowymi?

Według Eryka Mistewicza, specjalisty od marketingu politycznego, bardzo dobrze. Mistewicz tłumaczy, że z marketingowego punktu widzenia to jest świetny ruch, bo przypomina wyborcom, o co kiedyś chodziło Platformie, np. o wybory w okręgach jednomandatowych, podatek liniowy czy o ograniczenie roli związków zawodowych.
– Z tego wszystkiego najłatwiej uderzyć w związki, bo i tak są słabe, pozbawione charyzmatycznych przywódców, od 1989 roku ogrywane przez kolejne rządy – mówi Mistewicz.

Jego zdaniem ta wojna posłuży rządowi i samej Platformie do odbicia się wizerunkowego w oczach tych liberalnych wyborców, którzy zaczęli uciekać do Ruchu Palikota, a teraz, gdy ta partia podupadła w sondażach, są zdezorientowani i nie bardzo wiedzą, co ze sobą zrobić.

– Dzięki konfliktowi ze związkowcami ci ludzie mogą powoli zacząć powracać w szeregi Platformy Obywatelskiej – twierdzi specjalista od marketingu.
Zdaniem Mistewicza nasilające się ataki polityków PO na związki zawodowe są świadomą strategią.

– Platforma będzie przypominać, że związkowcy dużo kosztują, a ludzie nic z tego nie mają i to będzie dla działaczy związkowych naprawdę zabójcze, bo przyjdzie jesień i się okaże, że ich siła nic nie znaczy – mówi Mistewicz. – Te całe ich protesty i strajk generalny będą miały taki efekt jak trochę większy deszcz, czyli na pół dnia sparaliżują ruch w Warszawie i to wszystko. Mogą też sobie pisać te swoje raporty, ale to niczego nie zmieni.

Również politolog Bartłomiej Biskup z Uniwersytetu Warszawskiego uważa, że w wojnie PO ze związkami Platforma nie ma nic do stracenia. – Znając tę partię, pewnie sobie przekalkulowała, że może pójść na ten konflikt – mówi Biskup. – Elektorat związkowy nie głosuje na PO, więc partia Donalda Tuska nie straci zwolenników, a może nawet zyskać, bo część wyborców Platformy jest negatywnie nastawiona do związkowców.

Politolog zaznacza jednak, że jeżeli konflikt wymknie się spod kontroli, przeniesie na inne grupy społeczne i przekształci w masowe protesty przeciwko rządowi, a wtedy PO może dostać po nosie.

– Jedno jest pewne, licytowanie się, kto więcej kosztuje podatników, jest na poziomie tabloidów – mówi Biskup. – Komunikacja przestała być zniuansowana. Każdy pokazuje palcem, kto jest dobry, a kto zły. W takiej sytuacji o dialogu można zapomnieć.

Zaostrza się walka między Platformą a związkami zawodowymi. Do zapowiadanych przez polityków PO antyzwiązkowych przepisów dochodzi raport o zarobkach działaczy związkowych. O jego przygotowywaniu poinformowała „Gazeta Wyborcza”. W odpowiedzi związkowcy zamierzają napisać własny raport o tym, ile kosztuje państwo utrzymanie gabinetów politycznych, rzeszy wiceministrów, członków rad nadzorczych spółek Skarbu Państwa i wreszcie samych partii politycznych.

– Zleciliśmy już takie prace – mówi w rozmowie z „Rz” Jan Guz, przewodniczący OPZZ. – Proszę bardzo, jak chcą, to możemy wszystko ujawnić i zobaczymy, kto więcej kosztuje podatników – politycy czy związki zawodowe – tłumaczy.
Guz dodaje, że gdy tylko związki zawodowe się uaktywniają, to natychmiast zaczyna się kampania antyzwiązkowa. – Rządy dyktatorskie boli taka aktywność – mówi Guz. – A prawda jest taka, że działacze związkowi w zakładach pracy nie chcą wcale przechodzić na etaty związkowe, bo po czteroletniej kadencji z reguły nie mają dokąd wracać i to jest prawdziwy problem.

Polityka
Hołownia w Helsinkach, czyli cała naprzód na północ
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Polityka
Piotr Serafin dla „Rzeczpospolitej”: Unijny budżet to polityka zapisana w cyfrach
Polityka
Hołownia: Polskie zaangażowanie na Ukrainie tylko pod parasolem NATO
Polityka
Wybory prezydenckie. Sondaż: Kandydat Konfederacji goni czołówkę, Hołownia poza podium
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Polityka
Prof. Rafał Chwedoruk: Na konflikcie o TVN i Polsat najbardziej zyska prawica