Zaczynamy rozmowę od „Dygotu”, powieści z 2015 r., która doczekała się już piątego wydania i pozostaje jedną z najbardziej cenionych przez krytyków oraz lubianych przez czytelników książek Jakuba Małeckiego. Prozaik przyznaje, że jego pisanie stało się wówczas bardziej osobiste, co osiągnęło swoją najbardziej radykalną postać w jego ostatniej powieści „Korowód” z 2024 r.
Małecki definiuje siebie jako autora piszącego wciąż jedną książkę, dążącego do perfekcji w swoim stylu, niż eksperymentującego z różnymi gatunkami. Podobnie jak sportowiec skupiający się na swojej dyscyplinie, trenujący dzień w dzień, doskonalący technikę i szlifujący formę.
Czytaj więcej
Zazwyczaj opowieści o dorastaniu na prowincji kończą się happy endem w postaci wyjazdu do miasta....
Autor „Horyzontu” i „Dygotu”: Wolność twórcza jest wtedy, kiedy nie ma deadline'ów
Proces twórczy w jego przypadku wiąże się ze sporą cierpliwością i całkowitym brakiem narzuconych deadlinów; podpisuje umowy tylko na już ukończone książki. Ta dyscyplina gwarantuje olbrzymią swobodę twórczą, pozwala mu porzucać projekty, nawet całe powieści, jeśli nie spełniają jego standardów. Przedkłada jakość nad ilość i nie czuje presji, by zwiększać swoją produktywność czy „maksymalizować moment”, nawet jeśli oznacza to rzadsze publikowanie. Twierdzi, że prowadzi spokojne, poukładane życie, a wystarczającą inspirację znajduje w przeprowadzce na wieś i życiu z żoną, która jest strażaczką (zawodową, nie ochotniczą!). Po skończeniu książki nie potrzebuje dłuższej przerwy ani odpoczynku czy twórczego resetu, ponieważ nowe pomysły nieustannie przychodzą mu do głowy.
Małecki opowiada, jak przestał czytać recenzje swoich książek po „Horyzoncie” (2017). Głównie dlatego, że odbierał je zbyt osobiście, a ich krytykę odbierał jako krytykę tego, jakim jest człowiekiem. Ale nawet jeśli z początku chciał się kierować tymi opiniami, to szybko się zorientował, że bywają one najzwyczajniej w świecie sprzeczne ze sobą. Dlatego dziś opiera się na opiniach swojej redaktorki i „prawdziwych czytelników” – tych, którzy czytają jego książki bezinteresownie i bez zobowiązań. Przyznaje, że opinie na temat książki mogą zmieniać się w czasie; na przykład, był zaskoczony, gdy okazało się, że „Święto Ognia”, które początkowo uważał za swoje najsłabsze dzieło, jest dziś oceniane przez czytelników równie wysoko jak „Dygot”.