W Parlamencie Europejskim właśnie tworzą się grupy polityczne. Mają czas do końca czerwca, żeby pozyskać przynajmniej 25 eurodeputowanych z siedmiu krajów i stworzyć grupę.
A te, które o minima nie muszą się martwić, przez najbliższe tygodnie będą próbowały pozyskać nowych członków, by zwiększyć swój stan posiadania, a tym samym wpływ na decyzje podejmowane przez PE. Na pewno największą frakcją pozostanie centroprawicowa Europejska Partia Ludowa (221 mandatów), a na drugim miejscu uplasują się socjaliści i demokraci (190 mandatów).
Ale za nimi będą przetasowania i może zmienić się kolejność partyjna. Bo do zagospodarowania jest sporo nowych eurodeputowanych i nieistniejących wcześniej na arenie europejskich ugrupowań, które szukają swego miejsca w PE.
Jednym z wygranych tych partyjnych układanek może być grupa Europejskich Konserwatystów i Reformatorów, której trzon stanowią brytyjska Partia Konserwatywna oraz PiS. Część ugrupowań eurosceptycznych nie chce bowiem być kojarzona z najbardziej skrajnymi, czyli z francuskim Frontem Narodowym czy brytyjską Partią Niepodległości. Te dwa ugrupowania próbują stworzyć osobne grupy polityczne, ale na razie nie mogą uzbierać siedmiu reprezentacji narodowych.
EKR już awansowali z czwartego na trzecie miejsce, a mają szansę zająć drugą lokatę. Oficjalnie rozmowy z chętnymi jeszcze trwają. Nieoficjalnie wiadomo, że do grupy dołączyła Duńska Partia Ludowa (zwycięzca wyborów w tym kraju), Partia Finów, ugrupowanie Bułgaria bez Cenzury oraz jeden niezależny europoseł z Grecji. W sumie daje to EKR 55 mandatów, więcej, niż mają Zieloni, i tylko o cztery mniej niż liberałowie z ALDE.