Jerzy Haszczyński wspomina moment, w którym dowiedział się o ataku Hamasu: – W momencie, kiedy doszło do tego największego ataku terrorystycznego w historii państwa Izraela, byłem w Maroku, czyli w państwie arabskim i to takim, które nawiązało kilka lat wcześniej normalne relacje dyplomatyczne z Izraelem.
Dziennikarz opisuje atmosferę, jaka panowała wtedy w kraju, w którym przebywał. – I w tym mieście, w którym byłem, Tetuanie, wcześniej, jak sobie chodziłem na lekcję arabskiego, to w kawiarniach widziałem na ekranach telewizorów wyłącznie mecze piłkarskie. I nagle to się zmieniło.
Relacjonując swoje doświadczenia z Izraela, Haszczyński opowiada o spotkaniach z rodzinami zakładników Hamasu. – I dopiero z czasem dowiadywaliśmy się o historiach tych ludzi – mówi. – Oni wszyscy już niestety nie żyją.
Palestyńskie ofiary w Strefie Gazy
Dwa lata wojny w Strefie Gazy: Rodziny zakładników, które nie przestały wierzyć
W rozmowie pojawia się wątek Odeda Lifshitza – działacza, który przez lata pomagał palestyńskim dzieciom. Haszczyński tłumaczy: – W przypadku rodziny Lifshitza można powiedzieć, że poglądy się przenosiły z pokolenia na pokolenie, czyli jego synowie, których poznałem […] są w tak zwanym obozie pokojowym, który można też nazwać lewicowym.