Na co stać państwo? Dlaczego kanclerz Merz chce uszczelnić system?
– Nie chodzi bynajmniej o podważanie całej koncepcji państwa opiekuńczego. Wydatki na system pomocy Bürgergeld wynoszą obecnie około 50 mld euro rocznie. Przy czym całe państwo socjalne w postaci opieki społecznej, rent czy emerytur konsumuje ponad 1 bln euro rocznie – mówi „Rzeczpospolitej” Holger Schäfer, ekonomista z kolońskiego Instytutu Gospodarki Niemieckiej (IW).
Jego zdaniem plany kanclerza Merza sprowadzają się jedynie do zmniejszenia wydatków na Bürgergeld i nie mają nic wspólnego z ideologią. Chodzi o uszczelnienie systemu, zaostrzenie warunków i zmniejszenie liczby beneficjentów. A także zapewnienie, aby nie był wykorzystany przez uchodźców z Ukrainy czy pracowników z krajów środkowej i wschodniej Europy, w tym Polski.
Daleko nie wszystkim zwolennikom obecnego systemu trafia to do przekonania. W końcu z 5 mln beneficjentów Bürgergeld zaledwie 1,2 mln to bezrobotni i państwo powinno być stać na ich utrzymanie. „Vorwärts”, biuletyn współrządzącej SPD, alarmuje, że w latach 2002–2022 wydatki socjalne w Niemczech wzrosły zaledwie o 26 proc., co plasowało je na trzecim miejscu od końca spośród 27 krajów UE. Dla porównania wydatki te w Polsce wzrosły o 126 proc.
To oczywiście prawda, ale punkt wyjścia był zupełnie inny. Opierając się na danych OECD, „Vorwärts” pisze także, że wydatki socjalne w Niemczech to 26,7 proc. PKB, a we Francji czy Włoszech przewyższają 30 proc.
Kanclerz Friedrich Merz: Praca musi się opłacać, a obecnie nie musi
Obecny system pomocy obowiązuje od początku ubiegłego roku i wprowadzony został za czasów kanclerza Olafa Scholza z SPD. To system niezwykle hojny, na co zwrócił kilka miesięcy temu Friedrich Merz, posługując się przykładem obywatela, który właśnie stracił pracę i został beneficjentem Bürgergeld. Prócz zasiłku na życie przysługuje mu prawo utrzymania dotychczasowego mieszkania, za które płaci system Bürgergeld. W przypadku mieszkania o powierzchni 100 m kw. kosztuje to 2 tys. euro miesięcznie.