PiS nie zamierzał powołać Komisji do spraw Badania Wpływów Rosyjskich w tej kadencji Sejmu, wiedząc, że jest za mało czasu, by wykorzystać jej ustalenia. Ostatnie posiedzenie Sejmu zaplanowano na 16, 17 i 30 sierpnia – i w harmonogramie prac nie było takiego punktu. Marszałek Sejmu przesłała jednak do klubów wniosek o wskazanie kandydatów do komisji – zwrot nastąpił kilka dni po tym, gdy opozycja odtrąbiła sukces, wytykając PiS, że w tej kadencji wycofał się z powołania komisji. A szef PO napisał nawet, że była to „kapitulacja”.
Czytaj więcej
Hasło wyborcze PiS okazało się rozwinięciem pytań referendalnych, które zaproponował rząd. Zamiast rozliczać się z ostatnich ośmiu lat, PiS woli straszyć, że jak wybory wygra Donald Tusk, to Polacy przestaną się czuć bezpiecznie we własnym kraju.
Powodów przyspieszenia – jak się wydaje – nie znają nawet szeregowi posłowie PiS. – Może Platforma ma taką „siłę sprawczą”. Nawoływała do powołania komisji, sugerując, że z niej zrezygnowaliśmy. Chcą, to mają – słyszymy od jednego z parlamentarzystów PiS.
Poseł Marek Biernacki z KO twierdzi, że „PiS zostało sprowokowane przez Donalda Tuska, który zaczął ich wyśmiewać, że tej komisji sami się boją, stąd taka reakcja”. – Poza tym obawiali się, że w kampanii wyborczej będzie im wyciągane to, że ustawę uchwalono, i to z poprawkami prezydenta, a komisji nie ma – mówi.
A jeden z wpływowych polityków partii rządzącej zdradza: – Atak opozycji zmienił optykę w tej kwestii. Komisję powołamy symbolicznie i też takie ma ona mieć znaczenie.