W spotkaniu u premiera wzięli udział politycy PiS, Konfederacji, Kukiz’15 i PSL. KO, Lewica i Polska2050 zdecydowały, że temat referendum w sprawie przymusowej relokacji nie zasługuje na większą uwagę. I słusznie.
Relokacja uchodźców: Rząd konsultuje się z opozycją w sprawie czegoś, co nie istnieje
Nową krucjatę PiS najkrócej podsumowała Ylva Johansson, komisarz odpowiedzialna za sprawy wewnętrzne UE. – Relokacja nie jest obowiązkowa, natomiast solidarność jest obowiązkowa – napisała w mediach społecznościowych odpowiadając premierowi Mateuszowi Morawieckiemu straszącemu unijnym zniewoleniem. Jeśli więc szef rządu chce konsultować się z opozycją w sprawie mechanizmu, który nie istnieje, sens brania udziału w takim spotkaniu jest raczej umiarkowany. – My siadaliśmy do stołu z rządzącymi wiele razy (…). Nic z tego nie wychodziło. A dzisiaj szantażuje się polityków, mówiąc „usiądźcie z nami do stołu i porozmawiajcie o temacie, który nie istnieje” – tłumaczył stanowisko swojego ugrupowania szef klubu Lewicy, Krzysztof Gawkowski.
Czytaj więcej
Unijna sekretarz do spraw wewnętrznych Ylva Johansson oświadczyła, że w związku z przyjęciem ponad miliona uchodźców z Ukrainy, zgodnie z negocjowanymi przepisami Polska sama kwalifikowałaby się do solidarności ze strony innych państw UE.
Ludowcy zdecydowali jednak inaczej. Prezes Władysław Kosiniak-Kamysz wybrał się do KPRM i ogłosił wspólne stanowisko Trzeciej Drogi (PSL i PL2050), która sprzeciwia się przymusowej relokacji, jeśli oczywiście miałoby do niej dojść. Zagwarantował sobie w ten sposób uwagę tej części publiczności, która ogląda TVP i słucha narodowego radia. W rezultacie opozycja, na którą od dawna komentatorzy i media narzekają, że nie umie się dogadać, po raz kolejny zaprezentowała brak wspólnej strategii. Ale tym razem to wcale nie wygląda na polityczny błąd.
Referendum ws. relokacji uchodźców: Opozycja w trudnej sytuacji
Temat referendum stawia bowiem opozycję w trudnej sytuacji, co najlepiej było widać po dość pokrętnym przekazie Donalda Tuska w mediach społecznościowych. Z jednej strony chciała przecież pokazać, że obawy społeczne podsycane przez prawicę są rozumiane przez opozycję, a z drugiej, że pomysły władzy i brak działań na rzecz postawienia na forum Unii sprawy uchodźców wojennych z Ukrainy, to brakoróbstwo. I obnażenie czysto politycznych intencji wszelkich narad w tej sprawie i samego referendum. Taki komunikat powinien dotrzeć do jak największej grupy obywateli, także do tych, do których miał okazję zwrócić się Kosiniak-Kamysz.