– W Moskwie, 2200 kilometrów stąd, Putin demonstruje swoich żołnierzy, czołgi i rakiety. Nie powinny nas przestraszyć te zabawy – mówił w trakcie moskiewskiej parady niemiecki kanclerz Olaf Scholz, występując w Strasburgu przed Parlamentem Europejskim.
Naprawdę nie było się jednak czego bać. Wojskowa parada na placu Czerwonym w Moskwie była bardziej niż skromna. Po placu przeszło tylko ok. 8 tys. żołnierzy, najmniej od 2008 roku, gdy po raz pierwszy za rządów Putina wzięły w niej udział pojazdy wojskowe, a ostatni raz maszerowali weterani.
Pobita armia
W obecnym przemarszu nie uczestniczyły jednostki wojskowe, które zawsze pojawiały się na placu Czerwonym, elita rosyjskiej armii, w tym oddziały desantowe oraz tzw. dworskie dywizje (stacjonujące w pobliżu Moskwy) pancerna Kantemirowska i zmechanizowana Tamańska.
Czytaj więcej
Rosjanie od lat wykorzystywali paradę z okazji Dnia Zwycięstwa, by pokazać swoją militarną potęgę...
Wszystkie te jednostki zostały zmasakrowane przez armię ukraińską, np. dywizja kantemirowska jeszcze w zeszłym roku, podczas ukraińskiej kontrofensywy. „Desant” poniósł ogromne straty, uczestnicząc w walkach prawie na całym froncie, a jego niedobite oddziały znajdują się obecnie w okolicach Bachmutu. Najwyraźniej do tej pory nie udało w pełni odtworzyć tych jednostek.