Kierowca uratował prezydenta Andrzeja Dudę

Ktoś podjął złą decyzję dotyczącą przejazdu prezydenta – ocenia były szef BOR.

Aktualizacja: 17.03.2016 20:28 Publikacja: 16.03.2016 19:11

Kierowca uratował prezydenta Andrzeja Dudę

Foto: Fotorzepa, Marian Zubrzycki

"Rzeczpospolita": Szefowie BOR zarzucili panu i pana następcy gen. Krzysztofowi Klimkowi, że wydłużyliście niezgodnie z zaleceniami producenta użytkowanie opon w samochodach VIP z trzech lat do sześciu. Była to sugestia, że zużyta opona w bmw prezydenta Dudy musiała strzelić...

Gen. Marian Janicki, szef Biura Ochrony Rządu w latach 2007–2013: Ale nie powiedzieli wszystkiego. W mojej instrukcji z 2009 r. i gen. Klimka z 2013 r. nie znalazły się żadne zapisy niezgodne z prawem i zaleceniami producenta samochodu i opon, który od 2012 r. zaleca sześcioletnie użytkowanie opony.

Wyjaśnię, skąd się to wzięło.

Flota samochodów BMW pojawiła się w BOR w 1997 r. przed wizytą Jana Pawła II. Wymieniliśmy wtedy flotę z wielosettysięcznym przebiegiem na najlepsze na rynku auta. Szefem BOR był wtedy Mirosław Gawor, ja pełniłem wtedy obowiązki szefa transportu. Śmialiśmy się zawsze, że Jan Paweł II jest sponsorem Biura Ochrony Rządu. Gen. Gawor załatwił pieniądze z dotacji celowej. Seryjne samochody bmw sprawowały się bez zarzutu, zresztą tak jest do dziś, mają kilkaset tysięcy przebiegu i działają bez zarzutu.

Problemy były z pancernymi bmw...

Tak, ale nie chodziło o mechanikę, czy opony, ale o szyby. Zaczęły matowieć od kamieni, w wyniku warunków atmosferycznych. Musieliśmy wymieniać szyby przednie. W jednym roku musieliśmy takich szyb wymienić cztery albo pięć, bo mieliśmy trzy czy cztery pancerne bmw. A jedna kosztuje 70 tys. zł! To specjalna szyba zbudowana z wielu warstw, nie da jej się czymkolwiek zbić. W 2002 r. podjęliśmy więc decyzję, że ze względu na szyby zmienimy sposób użytkowania pancernych bmw – będziemy je przewozić na lawetach do celu. W 2003 r. kupiliśmy ciągnik z naczepą. I wtedy diametralnie spadła nam ilość przejechanych kilometrów – o to nam chodziło. W ten sposób przewoziliśmy prezydenta Kwaśniewskiego do Juraty – który nad morze leciał śmigłowcem, lądował na terenie formacji GROM, skąd na niewielką odległość wiozło go bmw do Juraty. Tymi autami jeździliśmy po mieście, ale w długie trasy – wyłącznie na lawecie. Ja za wszystko mogę odpowiadać, ale za to, co wiąże się z moim okresem szefowania. Dziś mówienie, że jakaś instrukcja jest winna, że te opony były założone, jest bzdurą totalną. Największe znaczenie w zużyciu opon ma głębokość bieżnika. Przypuszczam, że w tej feralnej oponie głębokość bieżnika musiała być prawidłowa, skoro samochód dopuszczono do jazdy. Ten egzemplarz miał kilka tysięcy przebiegu! Oczywiście opona mogła być zniszczona wcześniej, ale wtedy po prostu nie mogła zostać założona do samochodu. A jeśli tak było, to ja chcę zapytać „dlaczego"? Nie wiem więc, dlaczego zdecydowano, ale powinno się rozważyć przelot śmigłowcem na miejsce.

Kto decyduje o tym, jak i czym jeździ głowa państwa?

BOR sam o tym nie decyduje, musi być to ustalenie wspólne z Kancelarią Prezydenta. To efekt rozmów, programu i na pewno należało rozważyć podróż śmigłowcem. Są sokoły i samoloty Embraer – prezydent leci śmigłowcem lub samolotem, odbierany jest z lotniska do auta terenowego, jeśli jedzie w góry. Będę powtarzał: prezydent nie lubi jeździć terenowymi? To zawieźcie go śmigłowcem. Wsadźcie go w terenowy na 30 km dla jego bezpieczeństwa! Gdybym był szefem BOR, przeprowadziłbym postępowanie wyjaśniające, kto i dlaczego podjął decyzję o wyborze innych opcji, moim zdaniem złych. BOR ma dziś trzy lawety w garażu.

Chwali pan kierowcę, który feralnego dnia prowadził bmw i uratował życie prezydenta Dudy.Czy tak doświadczony kierowca mógł nie zauważyć, że ma przecięta oponę?

Nie wiem, co się stało, to wyjaśni postępowanie w prokuraturze. Jedno jest pewne, coś musiało się stać powoli, przed wjazdem na autostradę. Gdyby była dziura, powietrze zeszłoby natychmiast, a informacje kierowca dostaje na deskę rozdzielczą.

Kolumna z prezydentem wjechała na autostradę, na której zdarzyły się dwa wypadki, A4 nie była jeszcze posprzątana. Czy nie należało zmienić trasy?

Najprawdopodobniej nie wiedzieli o tym, co również jest nieprawidłowe. Czasem jest tak, że nie da się zjechać. Wtedy zasady są takie, że kolumna wjeżdża na środek i jedzie 80 km na godzinę - rozpycham ludzi, żeby niczego z pobocza nie złapać i przejechać feralny odcinek w miarę bezpiecznie.

Z informacji „Rzeczpospolitej" wynika, że kolumna z prezydentem jechała co najmniej 180, a miejscami 200 km na godzinę, bo delegacja miała 45-minutowe spóźnienie. Kto decyduje, by jechać tak szybko?

Na pewno nie decyduje o tym kierowca prezydenta.

To kto wydaje takie polecenie?

Szef ochrony albo człowiek przez niego upoważniony - ten, który siedzi obok kierowcy.

Jechano zbyt szybko?

W kodeksie ruchu drogowego kolumna BOR jest pojazdem uprzywilejowanym w ruchu, co nie zwalnia nikogo od przestrzegania zasad bezpieczeństwa na drodze. Dlaczego tak jechali, nie jestem w stanie wytłumaczyć, ale wiem jedno, to nie mogła być decyzja BOR. Biuro dostaje informacje o spóźnieniu i wtedy jest decyzja. Trzeba powiadomić policję, która jest pilotem kolumny, wszystko musi iść w parze. Nie wolno tym samochodem jeździć po wariacku. Bardzo ciężko go rozpędzić, ale i ciężko zatrzymać. Jego droga hamowania jest dwa, trzy razy dłuższa niż normalnego samochodu. To niebezpieczna maszyna.

Jak wypadek mógłby się skończyć, gdyby za kółkiem siedział mniej doświadczony kierowca?

Ten kierowca fenomenalnie się zachował. Gdyby to nie był Jacek, jazda zakończyłaby się na dachu, samochody jadące obok byłyby porozbijane.

Skutki?

Możemy sobie wyobrazić... Poza tym jest problem z ewakuacją z tego samochodu. Tyle mogę powiedzieć, reszta jest niejawna.

Jest pan pewny mechaników BOR-owskich, którzy wypuścili samochód na trasę?

Auto 4 marca musiało wyjechać w delegację sprawdzone, w idealnym stanie. Nie mogło być uszkodzeń, takie zasady były w czasach, kiedy ja byłem szefem i za to odpowiadałem głową. Czy tak było teraz, wyjaśni prokuratura i postępowanie w BOR. Każdy samochód w BOR ma pełną kontrolę przed wyjazdem. Diagnosta stwierdza swoją pieczątką sprawność pojazdu do wyjazdu. Chodzi o wszystkie samochody, nie tylko te, którymi poruszają się VIP-y. Służby techniczne, funkcjonariusze – wszystkie są sprawdzane przez stację diagnostyczną, jedną z najlepiej wyposażonych w Polsce, sprawdzane są także pirotechnicznie i podsłuchowo w bazie. To ja ją stworzyłem, wyposażyłem, szkoliłem mechaników. Zdarzało się tak, że mechanicy z BMW przychodzili do nas pracować.

Dlaczego BOR musi mieć swoją stację?

BOR jako jedyna firma miała przyznaną autoryzacją wewnętrzną-najwyższy stopień zaufania koncernu bmw jakie posiadają wszystkie stacje serwisowe producenta. Oni wiedzieli kto naprawia, jak naprawia, oni szkolili funkcjonariuszy. Nic nie może się stać.

wSieci napisał, że w ostatnich trzech latach było pięć przypadków że opona strzeliła, ale mataczono w dokumentacji.

Czytałem ten tekst. To są zwykłe przypadki jakie się zdarzają na drodze np. uszkodzenie opony przy zjeździe z lawety. Nikomu nic nie groziło! Rozmawiałem z ludźmi, którzy w tym czasie pracowali w BOR i za to odpowiadali, także z gen. Klimkiem.

Mataczenie w dokumentacji?

Takie zdarzenia nie miały miejsca.

Polityka
Adam Bielan: Drugie mieszkanie Karola Nawrockiego? Mamy operację służb specjalnych
Polityka
Marcin Mastalerek: Całe państwo próbuje zniszczyć Karola Nawrockiego
Polityka
Jerzy Ż. przebywa w Domu Opieki Społecznej. To jego mieszkanie przejął Karol Nawrocki
Polityka
Sondaż: Zakaz aborcji w przypadku gwałtu? Polacy odpowiedzieli
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Polityka
Zostały już tylko dwa tygodnie kampanii wyborczej. Czy będzie polityczny armagedon?
Materiał Partnera
Polska ma ogromny potencjał jeśli chodzi o samochody elektryczne