Szturm zwolenników Bolsonaro na parlament Brazylii

Niemal równo dwa lata po szturmie Kapitolu w Waszyngtonie, zwolennicy skrajnie prawicowego byłego prezydenta Jaira Bolsonaro zajęli w niedzielę budynek brazylijskiego Kongresu. Po kilku godzinach siły bezpieczeństwa przejęły kontrolę nad parlamentem.

Publikacja: 08.01.2023 20:27

Szturm zwolenników Bolsonaro na parlament Brazylii

Foto: EVARISTO SA / AFP

Tysiące manifestantów ubranych w żółto-zielone kolory Brazylii wdarło się w niedzielę wieczorem czasu warszawskiego na rampę, która prowadzi bezpośrednio do budynków izby niższej i senatu największego kraju Ameryki Łacińskiej. A stamtąd, jak 6 stycznia 20221 w Waszyngtonie, manifestantom, których największa sieć telewizyjna kraju O Globo nie bez racji nazwała „terrorystami” i „wandalami” udało się wejść do obu budynków. Część z nich zaczęła się kierować do Palacio do Planalto, oficjalnej siedziby prezydenta. 

Bolsonaryści, którzy od wielu dni manifestowali przed siedzibą Sztabu Generalnego Armii, domagają się interwencji sił zbrojnych. Nie jest jasne, czy sam Jair Bolsonaro, który wyjechał na Florydę aby nie brać 1 stycznia udziału w ceremonii przekazania władzy swojemu następcy, lewicowemu Ignacio Lula da Silva, wiedział czy nawet kierował tą akcją. 

Manifestantom udało się też wejść do budynku Sądu Najwyższego, jednak po około dwóch godzinach zostali z niego wyrzuceni przez siły porządkowe. W tym samym czasie policji wojskowej udało się też zepchnąć manifestantów z rampy prowadzącej do budynków parlamentów.

O godzinie 18.00 czasu Brasilii prezydent Lula zabrał głos. W emocjonalnym przemówieniu poinformował, ze wydał dekret o interwencji sił federalnych w stolicy. Nazwał manifestantów „faszystami” i „wandalami”. Podkreślił, że brazylijska lewica, choć jej przedstawiciele byli torturowani w trakcie wojskowej dyktatury, nigdy nie podnieśli ręki na instytucje demokratycznego państwa. - Wszyscy ludzie, którzy to zrobili, zostaną znalezieni i ukarani - zapowiedział. Dodał też, że „policjanci, którzy pomagali dziś terrorystom w Brasilii, nie mogą pozostać bezkarni i pozostać w służbie, ponieważ nie są godni zaufania”.

Na antenie O Globo, podobnie jak i innych mediów brazylijskich, zaczęła się debata, jak mogło dojść do takiej sytuacji. W czasie weekendu w stolicy pozostało bardzo niewielu policjantów. Nikt też nie rozbił prowadzonej od wielu dni przed budynkiem Sądu Najwyższego manifestacji. Na interwencję w szczególności nie zgadzał się minister obrony Jose Mucio a także gubernator Dystryktu Federalnego AIbaneis Rocha. Dopiero gdy zaczął się szturm minister sprawiedliwości Flavio Dino wydał zgodę na użycie gazów łzawiących i bomb ogłuszających przez policję wojskową. Sprowadzono też posiłki. Sam Lula pozostaje w swoim domu w Sao Paulo. - Jeśli doszło do zaniedbania ze strony kogoś z mojego rządu, kto to ułatwił, to też za to zapłaci - ostrzegł prezydent. Wspomniał też, że w kilku swoich przemówieniach Bolsonaro „zachęcał do tego”. - To także jego odpowiedzialność - podkreślił.

- Cała esplanada jest w tej chwili przepełniona siłami porządkowymi - powiedziała „Rz” Maria Rodriguez, Hiszpanka mieszkająca w stolicy Brazylii. - Nikt z zewnątrz nie może się tu dostać - dodała. 

Stwierdzono też akty wandalizmu. Wiele szyb w budynkach publicznych jest rozbitych. Po kilku godzinach siły bezpieczeństwa przejęły kontrolę nad budynkiem Kongresu, siedzibą prezydenta i Sądem Najwyższym. W nocy miejscowe media informowały o ok. 400 aresztowanych. Co najmniej 46 osób zostało rannych, w tym dwie ciężko.

Brasilię, która jest stolicą kraju od 1960 roku, przecina gigantyczna Oś Monumentalna, przy której położone są najważniejsze instytucje kraju. Futurystyczna koncepcja zaplanowana przez Oskara Niemeyera, została po części pomyślana w takiej skali właśnie aby łatwo było rozpędzić manifestacje. Już w 1964 roku armia przejęła w zamachu stanu władzę, którą oddała dopiero dwie dekady później. 

30 października Ignacio Lula da Silva wygrał wybory uzyskując w drugiej turze 50,9 procent głosów. Nie stwierdzono wówczas żadnych nieprawidłowości w systemie głosowania. Wiceprezydent u Bolsonaro, generał Hamilton Mourao, natychmiast uznał wyniki wyborów. Z listami gratulacyjnymi pospieszyli także przywódcy świata, od Joe Bidena po Olafa Scholza czy Emmanuela Macron. Lojalność wobec Luli zadeklarowali także przewodniczący obu izb parlamentu, podobnie jak Sąd Najwyższy.

Jednak Bolsonaro, który powtarzał przez wiele miesięcy przed wyborami, że jeśli przegra, to znaczy, że wybory zostały sfałszowane, dopiero po wielu dniach zgodził się na rozpoczęcie procesu przekazania władzy. 

Słowa poparcia dla Luli zaczęły płynąć od przywódców wolnego świata. Późnym wieczorem czasu polskiego nie było wiadomo, czy dołączy się do nich Andrzej Duda. Polski prezydent odnosił się w przeszłości z podziwem do Bolsonaro. W ceremonii inauguracji Luli zabrakło też przedstawicieli polskich władz choć do Brasilii pojechał z tej okazji król Hiszpanii Filip VI, prezydent Niemiec wicepremier Ukrainy czy specjalni wysłannicy USA, UE i Francji. 

Tysiące manifestantów ubranych w żółto-zielone kolory Brazylii wdarło się w niedzielę wieczorem czasu warszawskiego na rampę, która prowadzi bezpośrednio do budynków izby niższej i senatu największego kraju Ameryki Łacińskiej. A stamtąd, jak 6 stycznia 20221 w Waszyngtonie, manifestantom, których największa sieć telewizyjna kraju O Globo nie bez racji nazwała „terrorystami” i „wandalami” udało się wejść do obu budynków. Część z nich zaczęła się kierować do Palacio do Planalto, oficjalnej siedziby prezydenta. 

Pozostało 89% artykułu
Polityka
Rosja znów będzie głosić kłamstwo katyńskie? Wypowiedź prokuratora
Polityka
Protesty w Paryżu. Chodzi o wojnę w Gazie
Polityka
Premier Hiszpanii podjął decyzję w sprawie swojej przyszłości
Polityka
Szkocki premier Humza Yousaf rezygnuje po roku rządów
Polityka
PE zachęca młodych do głosowania. „Demokracja nie jest dana na zawsze”
Materiał Promocyjny
Co czeka zarządców budynków w regulacjach elektromobilności?